Po 140 km drogi do Astany zorientowałem się, że nie mam dowodu rejstracyjnego i ubezpieczenia na samochód.
Po wczorajszym przeglądzie uzupełniałem dane i „papiery” z auta zostawiłem na półce. Uświadomiłem to sobie na widok radiowozu. Miałem dylemat: jechać dalej czy wrócić do domu? Przed Astaną znajduje się posterunek policji, więc trudno mi było przewidzieć scenariusz. Jechałem po relikwie św. Rity. Na początku powierzyłem jej ten problem i ruszyłem dalej, ale po krótkim odcinku zwątpiłem. Pomyślałem sobie, że z tej świadomości trzeba wyciągnać jakieś wnioski. Zdarza się czasami, że człowiek zapomni dokumentów, ale trwa w tej nieświadomości do końca trasy. Nie chciałem ryzykować. Brak dokumentów mógłby się skończyć konfiskatą auta do czasu wyjaśnienia sprawy. Podróżowałem z Ruslanem. Zaprzyjaźniliśmy się i ten „zmarnowany” czas był cenny sam w sobie. Rozmawialiśmy na różne ciekawe tematy i razem jakoś raźniej było. Obce mi było rozgoryczenie. W takich momentach człowiek zaczyna się złościć na samego siebie. Ten czas było naprawdę dobrze przeżyty i dostarczył mi wiele radości. We wszystkim trzeba widzieć dobro!