+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Mój ranek był dosyć nerwowy. Proboszcz nie wrócił wczoraj ze spowiedzi z powodu trudnych warunków pogodowych. Wstałem wcześnie, żeby przygotować liturgię i homilię. Zaplanowany czas wypełniły inne zadania i na dobrą sprawę powzięte plany zakończyły się fiaskiem. Oddałem się Bogu. Pomyślałem, że skoro jestem w tym wszystkim potrzebny, to Bóg poda właściwe słowo i da łaskę rozumienia tego, co czytam. Tak też się stało, więc pierwszy powód do wdzięczności. Po Eucharystii śniadanie we Wspólnocie Błogosławieństw. Mówiliśmy o świętach. Wspólnota organizuje wigilię dla większej grupy (samotnych, chorych), więc automatycznie przygotowania pochłaniają sporo czasu. Wyszedłem od nich z myślą w sercu: „Wybieramy proste potrawy, które można szybko i łatwo przygotować, żeby nie skupiać się za wiele na sprawach drugorzędnych. Nie możemy zaniedbać adoracji i tego, co należy do istoty przygotowania. A z drugiej strony zbyt wielkie skupienie na potrawach i porządkach stwarza niebezpieczeństwo konfliktów, kłótni, uprzedzeń. Lepiej skromniej, ale za to radośnie”. Chodziło to ze mną przez cały dzień. Później pojechałem z sakramentem pokuty i pojednania do tańszyńskiej parafii (ok. 70 km). Serce było pełne radości, ponieważ było co robić. Zauważam, że często pomimo zmęczenia jest radość. Wynika ona z m.in. z faktu, że na ludzi tutaj się czeka. Droga powrotna do Kokszetau przyprawiała o drżenie i skłaniała do nieustannej modlitwy. Buran strasznie utrudniał warunki jazdy. Wiatr przenosi step na jezdnię, tworzy ogromne zaspy. Jest przy okazji bardzo zimny i mroźny, co utrudnia odgarnianie śniegu. Ale z Bożą pomocą szczęśliwie dotarliśmy na miejsce.