Pamiętam księdza, który mówił o patologii w swojej rodzinie. Zauważyłem, że nie było to łatwe dla niego. Panuje przekonanie, że ksiądz duchownym się rodzi, a wyobrażenia o rodzinie księdza poziomem dorównują chórom anielskim. Zakończył stwierdzeniem, że rodziny nikt sobie nie wybiera. Dla osób, które nie otrzymały należnej miłości od rodziców, ojca, rodziny, owy brak staje się potężnym bagażem na życiowych drogach. Ludzi z brakiem jest współcześnie na pęczki. Do tego braku łatwo przyklejają się różnego rodzaju słabości, które pomimo długotrwałej pracy są nieusuwalne na drodze wyrzeczeń. Dla człowieka z bagażem świętość staje się „niebotyczną górą”, rzeczywistością niedostępną. To przekonanie zaraża wielu i jest kolejną niepotrzebną zmorą. Czy dla człowieka z bagażem świętość jest osiągalna jedynie na płaszczyźnie pragnienia? Czy istnieje jakiś mały szlak, który prowadzi na tą „niebotyczną górę”? Mała przyjaciółka czuła się „zagubionym ziarenkiem piasku” u stóp tej góry. Drogą jest zatem własna bezsilność. Św. Teresa i jej odkrycie są podstępem Ducha Świętego. Miała rację, że w porównaniu z innymi świętymi jako ofiarę ma puste ręce. Nie w zespole określonych praktyk i sposobie dokładnego wypełniania obowiązków swojego stanu należy szukać podstaw do świętości. Duch Święty wzbudził w małej przyjaciółce kogoś maluczkiego, wzbudził dziecko, które umiało rozpoznać darmową miłość Boga i pozwoliło Mu siebie kochać. Drogą do takiego stanu ducha jest zgoda na własną bezsilność. Może się pozornie wydawać, że przeżywanie przez dorosłego bezsilności jest czymś łatwym. Z jednej strony jest źródłem cierpienia, że człowiek przy własnych możliwościach, doświadczeniu, siłach i umiejętnościach nie umie sprostać pęknięciom nabytym w dzieciństwie, a z drugiej strony trudno przekonać serce do nowej opcji, a mianowicie, że można być kochanym w takiej kondycji. Potrzeba nieraz tysiąca beznadziejnie kończących się prób zrzucenia własnego bagażu, żeby na drodze bezsilności przekonać się do miłości. Dla głębszego zrozumienia adekwatny jest przykład z przyjaźnią. Nie nazywa się przyjaźnią relacji, kiedy jedna ze stron musi się ciągle czymś wykazywać, czy zmieniać coś w sobie, żeby zwrócić na siebie uwagę drugiej strony i otrzymać nagrodę w postaci obecności, zaproszenia. Przyjaźnią nazywa się relację, kiedy obie strony miłują się ze względu na fakt obecności, nie zaś działanie. W tym przypadku esencją jest owo „jest” przyjaciela nawet, gdyby owa obecność była obciążona wadami, niedojrzałością, czy nawet bezsilnością wobec niemożliwości zamiany siebie na lepsze. Problem dla człowieka, zwłaszcza z bagażem, nie tkwi w dawaniu miłości, ale w przyjmowaniu miłości. Bezsilność jest parą skrzydeł, dzięki którym człowiek może wzbić się na niebotyczną górę, jaką jest świętość. Tą prawdę trzeba obwieszczać na dachach, zwłaszcza ludziom z bagażem, a tych z pewnością gdzie jak gdzie, ale w Kazachstanie nie brakuje.
Do odkryć dnia oprócz bezsilności należy zaliczyć z rzeczy przyziemnych lokalizację bazaru, a z typowo ludzkich przekonanie się o życzliwości ze strony młodzieży. Przyszli z tortem, aby zwyczajnie posiedzieć i nacieszyć z faktu obecności każdego.