+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Dzień miał kilka etapów. Dopołudnie organizacyjne. Popołudnie – wizyta u chorych. Wieczór wigilijny. Odwiedziłem chorą w domu, a potem kobietę w ośrodku pomocy społecznej. Chciałem najpierw pojechać do ośrodka, a później do mieszkania chorej. Coś mi podpowiedziało, żeby zrobić odwrotnie. Po jakimś czasie zrozumiałem sens tej podpowiedzi. Osoba, która przyjmowała nas w domu, poprosiła o podwiezienie do syna. Okazało się, że mieszka w połowie drogi do drugiego celu. Gospodarz z góry nieźle to zaplanował. W ośrodku miało miejsce kilka ciekawych spotkań i rozmów. Siedzieliśmy z naszą chorą, kiedy nawiązała się rozmowa z jej sąsiadką. Stwierdziła, że Bóg jest niesprawiedliwy wobec niej? Spytałem, dlaczego tak sądzi. Wyjaśniła, że urodziła dzieci, wychowała je, a teraz została sama. Cierpieniu towarzyszy lawina pytań. Zatrzymuję się w tym miejscu przy myślach Benedykta XVI: „Cierpieć z innymi, dla innych; cierpieć z powodu pragnienia prawdy i sprawiedliwości; ciepieć z powodu stawania się osobą, która naprawdę kocha – oto elementy fundamentalne człowieczeństwa, których porzucenie zniszczyłoby samego człowieka”. (SS 39). Bernard z Clairvaux ukuł wspaniałe powiedzenie: „Bóg nie może cierpieć, ale może współcierpieć”. Tak, może współcierpieć z nami w cierpieniu. Może mieć udział nawet w tym doświadczeniu niesprawiedliwości przypisywanej Jego osobie. Chciałem już czynić wykład tej pani, kiedy uświadomiłem sobie, że nie jest to dobry pomysł. Trzeba ją zwyczajnie kochać. Jeśli odczuje miłość, pokona siebie. Kiedy wychodziłem z ich pokoju, jedna z kobiet poprosiła o ikonę Matki Bożej. Tłumaczyła mi, że Bóg jeden, wiary różne. Zrobiło mi się przykro, ponieważ nie miałem przy sobie nawet obrazka. Obiecałem, że przywiozę następnym razem. Przy wyjściu zaczepił mnie poczciwy staruszek. „Nie byłeś u nas z rok!” – stwierdził. Zapewniałem, że byłem na początku miesiąca. „A więc rok!” – stwierdził po raz drugi. Przy drzwiach pozdrowiłem dwie kazaszki. Już miałem wychodzić, kiedy jedna z nich powiedziała, że na II piętrze jest kobieta, która chce spotkać się z księdzem. Udaliśmy się do niej. Muzułmanka prowadziła katolickiego księdza! Na miejscu okazało się, że ksiądz już był u niej. Rano odwiedził ją prawosławny batiuszka. Babcia udzielała się w miejscowej Cerkwi. Trzeci etap stanowiła Wigillia. Zaprosiliśmy na Wieczerzę samotnych i żyjących w rodzinach międzyreligijnych. Przyszło 12 osób. Niektóre z nich po raz pierwszy uczestniczyły w Wigilli. Wiedzieli, że jest taki wieczór, ale nigdy nie mieli okazji przeżywać go w taki sposób. Tłumaczyłem im każdy zwyczaj. Wyjaśniłem sens łamania opłatkiem. Trzeba było nawet omówić technicznie, jak powinno to przełamanie wyglądać. W moim sercu narastała radość z tego, że oni byli szczęśliwi i zadowoleni, pełni pięknych przeżyć.