+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Otworzyłem drzwi młodej parze, która przyszła na katechezę przedmałżeńską. Za jakiś czas złożą sobie przysięgę wierności na dobre i na złe, aż do śmierci. Przy okazji tego spotkania zacząłem myśleć nad swoim małżeństwem. Wyszukałem 1 Kor 7, 32 – 35. Po jego przeczytaniu zrodziło się we mnie pytanie: czy ja troszczę się o „sprawy Pana”? Czy dogadzam Panu tak, jak mąż dogadza swojej żonie? Wróciłem do refleksji, która mnie uderzyła w czasie rekolekcji, a mianowicie „żyję w celibacie, ponieważ mam żonę”. Celibat można rozumieć dwojako: jako brak albo jako posiadanie. Z celibatem można być na NIE, a można też być na TAK. Cenne było spostrzeżenie, że na TAK jestem wtedy, kiedy trwam na modlitwie, adoracji, Eucharystii. To trwanie nie należy sprowadzać do strony czysto formalnej, czyli odrobienia pańszczyzny. Obecność wymaga odpowiedniej świadomości. Z dogadzaniem Bogu jest podobnie, jak z budowaniem domu. To, co powstaje, wznosi się, jest modlitwą, adoracją, a to, co schnie, jest działaniem, posługą. Spodobało mi się to porównanie. Najważniejsza część dokonuje się na czuwaniu przed Panem. W praktyce życia bywa jednak inaczej, częściej na odwrót. Jeśli tak jest, to jest to przeciw celibatowi. Dobitnie zostało to powiedziane w opowiadaniu o życiu pewnych małżonków. Żona zachorowała i wszystkie obowiązki spadły na męża. Po jakimś czasie żona z żalem wyznaje swojemu mężowi, że nie czuje się przez niego kochana. Oburzony mąż uruchamia kalkulator i zaczyna sypać w nieskończoność, czego to nie robi dla swojej żony. Nagle słyszy, że chociaż tyle robi, to jednak nie mówi, że kocha. Przeciw miłości i automatycznie przeciw celibatowi jest postawa, że wszystko się robi dla Miłości, ale się jej nie kocha. Nie wystarczy działać, trzeba też komunikować. W budowaniu jest miejsce na dogadzanie, wyznanie Bogu swojej miłości. Analizuje krok po kroku czas spędzony na adoracji i stwierdzam, że w mojej obecności przed Panem zabrakło wyznania miłości. Czeka mnie jeszcze modlitwa wieczorna Kościoła. Cieszę się, że nie trzeba sztucznie tworzyć klimatu, ale przy zwyczajnych czynnościach powiedzieć na dobranoc: Boże, kocham Cię.