Odkąd jestem Kokczetawie, odmawiam koronkę spacerując wokół kościoła. Jest już wtedy ciemno. Z przyjacielem umówiliśmy się, że o ustalonej godzinie będziemy stawać do modlitwy i razem prosić Boga o miłość dla siebie i świata całego. Niebo nade mną było bezchmurne. Przypomniało mi się zdanie, że „wiara jest jak noc usłana gwiazdami”. W nocy nie widać dokładnie, ale widać dalej. Z wiarą jest podobnie. Jest zasłona, która nie pozwala zobaczyć Bożego Królestwa dokładnie, ale jest ta pewność w sercu, co do jego istnienia. Odkupienie jest tak samo widoczne jak świecąca na niebie gwiazda. I jeśli czasami chmury przysłonią gwiazdy, to wiadomo, że one tam dalej świecą. Skąd ta pewność? Dzięki wiedzy wyuczonej i popartej własną obserwacją. Skąd pewność zbawienia? Dzięki miłości poznanej w swej esencji, z definicji i doświadczanej w codzienności na wiele sposobów. Stąd wiara jest jak noc, a miłość jest jak dzień. Wiara jest darem otrzymanym i codziennie potęgowanym, odświeżanym, odnawianym i odzyskiwanym przez miłość, także tę przyjmowaną od bliźniego i jemu darowaną; miłość, która nie ucieka, ale też nie dziwi się słabością człowieka. Owo „niedziwienie się” jest typowe dla świadomości Boga. Objawił je właśnie poprzez cierpliwość i miłosierdzie, ponieważ człowiek jest „prochem” i potrzebuje czasu na przebycie drogi wewnętrznej przemiany. Szkoda, że ta świadomość bliższa jest Temu, który się uniżył, a nie temu, który ze swej natury jest mały. Bóg daje nam czas na spokojne przebycie naszej drogi do Niego. Wczoraj, kiedy po raz kolejny oglądałem prezentację z wyjazdu na XX ŚDM do Kolonii, odkryłem wartość zdania Benedykta XVI na temat adoracji: „Zewnętrzna droga Mędrców ze Wschodu dobiegła końca. Byli u celu. W tym jednak miejscu zaczyna się dla nich nowa droga, pielgrzymka wewnętrzna, która odmienia całe ich życie. Ta pielgrzymka nazywa się adoracją. Łacińskie słowo oznaczające adorację, to ad – oratio – kontakt usta – usta, pocałunek, uścisk, a więc MIŁOŚĆ”. Wiem znowu, co umożliwia mi przebycie drogi do Boga, a zarazem drogi do poznania własnej miłości. Droga, która prowadzi przez te dwa odcinki, jest najlepszą linijką miłości do bliźniego. Jaka korzyść płynie z tej wewnętrznej pielgrzymki? Dostateczna świadomość siebie. Niedostateczna świadomość siebie w miłość do bliźniego to taka, która dziwi się na widok błędów bliźniego. Przez błądzącego takie dziwnie się może być odebrane jako bardzo łagodna forma pogardy, a dla dziwiącego się będzie przejawem pychy, własnego wywyższenia, czyli braku „chodzenia w prawdzie”. Dostateczna świadomość siebie zakłada znajomość siedliska ludzkiej natury. Kto się nie dziwi ludzką słabością, daje dowód, że zna człowieka, że jest to coś normalnego. Taka postawa harmonizuje z postawą Boga, który na widok ludzkiej nędzy nie popada w martwą bierność, której przejawem jest obojętność, ale pozostaje czynny w swej bierności, czyli kocha i czeka. Zależy mi, żeby właśnie być takim w stosunku do bliźniego. Moim lekarstwem na trudności w tym względzie jest świadomość tego, jak wiele Bóg musi wycierpieć z mojego powodu, bo przecież powoli, mozolnie, latami dźwigam się ze swojego barłogu. Jak bardzo kosztuje Go bycie cierpliwym i miłosiernym? Bóg jednak nie odstępuje od swojej miłości, ale na wiele dodatkowych sposobów próbuje o niej zaświadczyć, bo wie, że jedynie darmowa miłość może przyspieszyć ten proces. To jest jedna z prawd, którą zawsze chciałem wypowiedzieć, ale jakoś do tej pory brakowało mi odpowiednich słów.
Do refleksji o miłości bliźniego wypada dołączyć doświadczenie rozmowy z taksówkarzem. Dzień dzisiejszy to małe święto dla mnie, bo przyszła paczka i potrzebne do życia rzeczy. Była tak wielka i ciężka, że na środek transportu wybrałem taxi. Powiedziałem adres i kierowca od razu wiedział, co się pod nim kryje: „Cerkiew katolicka!”. „A wy pasterz z Polski?”. „Pomoc humanitarna?!”. Do tej pory odpowiedzi z mojej strony były twierdzące. Na ostatniej prostej powiedział, że jest chrześcijaninem. Zrobiłem małe usystematyzowanie. Dodał, że on prawosławny i że we wszystkich religiach: katolickiej, prawosławnej i muzułmańskiej kodeks rozpoczyna się od „nie”, „nie zabijaj”, „nie kradnij”… Zakończyłem: „dobrze mówicie, tak żyjcie!”.