+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Dzisiaj trochę miało miejsca, więc nie można tego pominąć. Pierwszy dzień zastępstwa w posłudze dla kokczetawskiej wspólnoty rozpoczął się dosyć intensywnie. W południe zadzwonili do mnie z Ministerstwa Sprawiedliwości, że wieczorem chcą zobaczyć kościół i porozmawiać. Przyjechali podczas Eucharystii. Kobieta i mężczyzna zajęli miejsce z boku i robili notatki. Po służbie zaprosiłem ich na kawę. Okazało się, że pani jest szefem wspomnianego ministerstwa, a pan przedstawicielem organu odpowiedzialnego za wolność religijną w Kazakstanie. Rozpoczęła się bardzo sympatyczna rozmowa. Byłem mile zaskoczony pytaniami. Na prośbę gości wyjaśniałem, co dokonuje się na ołtarzu podczas Eucharystii, czemu ludzie podchodzą do prezbiterium w czasie komunii, co znajduje się w kielichu mszalnym, co znaczy znak pokoju, ilu mamy wiernych itp. Byli zainteresowani naszymi problemami. Nie potrafiłem za bardzo rozszyfrować intencji, z jakimi przyszli. Dało mi do myślenia pytanie: dlaczego sekty werbują tak wielu ludzi w Kazakstanie? W poszukiwaniu odpowiedzi odniosłem się do wydarzeń historycznych, a mianowicie czasów komunizmu, który przez 70 lat wpajał ludziom, że Boga nie ma i na wiele sposobów uniemożliwiali pogłębianie wiary. I tu powołałem się na przykład, że wciąż spotykamy ludzi, którzy od pięćdziesięciu lat nie wiedzieli księdza. Rozmówcy zgodzili się ze mną, że te wydarzenia pozostawiły głęboką ranę w narodzie. W niektórych pytaniach mogłem też na nowo odczytać swoją misję na tych ziemiach m.in.: w jaki sposób naprawiamy ludzi? Mówiłem o spowiedzi, homiliach, pracy z młodzieżą. Zrozumiałem, że w tym obszarze jest wiele do zrobienia. Na koniec usłyszałem podziękowanie, że zdecydowałem się przyjechać służyć do Kazakstanu. Zostałem pod wrażeniem tych słów, ponieważ usłyszałem je od wyznawców islamu, w dodatku świeckich i ludzi odpowiedzialnych za kształt życia społecznego. Do ciekawych momentów dnia, należało również spotkanie z prawosławnymi. Zatrzymali mnie przed drzwiami kościoła. Odpisywali godziny nabożeństw. Zaprosiłem ich do środka. Pytali czy mogą, czy są stosownie ubrani. Widziałem zaskoczenie na ich twarzach i wdzięczność. Oddałem pod opiekę siostry, która dobrze zna rosyjski, żeby trochę wtajemniczyła gości w sacrum naszej świątyni. Byłem świadkiem całkowitego niezrozumienia z ich strony naszych sposobów spotkania z Bogiem. Kiedy wystawiałem Najświętszy Sakrament, głośno dziękowali za przyjęcie. Niosłem Jezusa i mówiłem do nich: „Przyjdźcie zaś!”. Do ostatnich punktów dnia należało spotkanie z młodzieżą. Rozpoczęło się w małej grupie, więc zaproponowałem herbatę. Pod koniec rozdałem teksty ze Słowem Życia, a młodzi poprosili, żebyśmy wspólnie je przeczytali i podzieli się refleksjami. Byłem zaskoczony tym, że sami wyszli z taką propozycją. Wszystkie te wydarzenia potwierdziły, że pragnienie Boga jest tutaj ogromne. Do tej pory wiedziałem, że jest ono zapisane w ludzkich sercach, a tutaj staje się dla mnie słyszalne i odczuwalne. Kapłańską radością jest, że mogę pośredniczyć w spotkaniach z Bogiem, że mogę ludziom pomagać naprawiać ich życie przy udziale Bożej obecności. Uświadomiłem sobie, że pragnienie Boga było także obecne na ojczystych ziemiach, ale ja go nie rejestrowałem. Na własnych brakach uczę się być księdzem.