Czyli – tłumacząc to dosłownie – o kryzys, który dotyczy całego (pan) ludu (demos), wszystkich razem i każdego z osobna.
Nic nie uświadomiło nam tej powszechnej i wyjątkowej sytuacji równie dobitnie, jak błogosławieństwo Urbi et Orbi udzielone przez papieża przed średniowiecznym krzyżem z czasów zarazy z kościoła św. Marcelego na Corso w Rzymie. Krzyż ten niesiono ulicami Rzymu w tłumnej procesji w czasie zarazy w roku 1522; teraz papież stał przed nim sam na całkowicie wyludnionym placu Świętego Piotra. Nie odprawiono żadnej publicznej liturgii w Wielkanoc, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie, Żydzi po raz pierwszy od ponad dwóch tysięcy lat nie obchodzili święta Paschy, gromadząc się w synagogach, muzułmanie nie świętowali publicznie Ramadanu, modląc się wspólnie w meczetach. Czegoś takiego jeszcze nie było. Dlaczego tak?
Pozbywając się Boga (proces ten trwa od kilkunastu dobrych lat), epoka ponowoczesna stanęła jednak przed problemem. Człowiek został teraz sam, zagubiony w wielkim wszechświecie nie zawsze mu przyjaznym. Dlatego ogarnia go lęk. Lęk jest podstawowym nastawieniem współczesnego człowieka. Jeśli Bóg już się przeżył, jeśli człowiek już Go nie potrzebuje lub stał się człowiekowi obojętny, to my ludzie musimy sami odgrywać rolę opatrzności.