+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Mój świat, stwarzany przez ostatnie dni, prysnął w jednej minucie! Jestem producentem na masową skalę. Tworzę wyobrażenia niekorzystne dla ludzi mi najbliższych. Z miłości, przyjaźni tworzę karykaturę. Ostatnie dni są najlepszym tego dowodem. Powoduję w sobie zniesmaczenie, negatywny ładunek, podminowanie… Moje serce potrzebuje ciągłego przekształcania, przeobrażenia… Mam tendencję do negacji miłości, alienacji… Zastanawiam się nad przyczynami! Już tyle odkryłem… Coraz rzadziej przekonują mnie jednak przesłanki z osobistych doświadczeń. Niewątpliwie jest to korzeń całego tego zamętu, ale patrząc na to oczami wiary, widzę w tym działanie złego, który co chwila kręci bicz na mnie! Szkaluje, męczy, poluje na mnie, niszczy człowieczeństwo, chrześcijaństwo… Perfidnie wykorzystuje winę, którą odziedziczyłem przez wybory innych. Łatwiej jest zgodzić się na siebie, zaakceptować, ale ta afirmacja nie powinna być pasywna, zawieszona. Jeśli ona przybiera taką postać, człowiek poddaje się autodestrukcji, samozniszczeniu. Ta afirmacja powinna mieć charakter aktywny, czyli taki, który prowadzi do pełnej wolności, uzdrowienia. Z takim bagażem trzeba się często zatrzymywać. Te przystanki mają wiele z troski o siebie. Zatrzymać się, by się zatroszczyć o siebie. Przewietrzyć duchowo. Wprowadzić świeżość w siebie… dobrą treścią! Bożą treścią! Przestrzenią, której na imię miłość! Często dziwię się po Eucharystii, że ta przestrzeń udzieliła mi się w tak niewyobrażalny sposób. Rozpoczynałem taki spięty, nabuzowany, a kończę taki spokojny, z ufnością do życia, siebie, aktualnych trudności. Wraca świadomość, że istota nie w ilości odrobionych obowiązków i zadań, ale sposobie ich przeżywania, odbierania, przyjmowania… Szczęście nie powoduje się przez to, że się dużo zrobi, ale jak się to zrobi. Człowiek może zrobić mało, ale może to zrobić całym sobą. Wracam do akceptacji siebie. Potrzebuję dłuższego przystanku po to, by utrwalić w sobie potrzebę krótkich częstych zatrzymań.