+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Wczoraj planowałem sobie, że dzisiaj napiszę o adoracji. To jednak nie książka, żeby sobie planować. Zapiski są owocem bieżących przeżyć i przemyśleń. Dzisiaj towarzyszył mi „ропот”. To słowo oznacza stan w człowieku. Można go zdefiniować poprzez określenia: szemranie, dołowanie się. Jest to wewnętrzna walka myśli, uczuć, pragnień, pozbawiona Bożego udziału, a często bazująca na przykrych spotkaniach, odrzuceniach, zranieniach z przeszłości. Tego pełno w człowieku! Nie wiadomo, kiedy zaatakuje. Trudno też powiedzieć, czy jego pojawianiu sprzyja słabe ciśnienie albo zwyczajnie zawodna natura człowieka. Pewnie – jedno i drugie. Niebezpieczne jest swobodne poddawanie się temu nastrojowi. Można się totalnie zdołować! Moja natura była dzisiaj wyjątkowo rozwydrzona, kapryśna, nastrojowa. Dobrze, że pod ręką były „skuteczne lejce” w postaci różańca. Ufałem, że modlitwa przeprowadzi mnie przez te osobiste trudności. Prosiłem, aby drzemiąca Etna ustała i wygasła! Ważne, by gromadzący się potencjał ujarzmiać i przekształcać w namiętność i gorliwość o sprawy Boże. Nie było to łatwe, ale tym razem kontrolowane. Ostatecznie adoracja Najświętszego Sakramentu dopełniła dzieła. Prosiłem Boga, aby modlił się we mnie, pracował we mnie, bo ja nie byłem w stanie. Czuję, że coś się dokonało. Zatem czas nie był stracony, chociaż takim się zdawał. Zwycięstwem było to, że poddałem się Panu, najlepszemu garncarzowi. Dosyć ma dzień swojej biedy. Nie zastanawiam się nad jutrem, nie snuje specjalnie planów. Przyjdzie czas przyjdzie i rad. Zwyczajnie dziękuję za dziś: Chwała Panu!