+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Każdy dzień ma swoją ofiarę. Ofiarą mogą być słowa lub czyny, które podejmuję z wysiłkiem i zaangażowaniem w odpowiedzi na darmową miłość Boga. Sam zaś jestem ofiarą wówczas, kiedy zamykam się we własnym zranieniu, izoluje się od świata. Ofiara ofierze nie równa. Miałem swój pomysł na spędzenie Środy Popielcowej, ale niestety wszystko legło w gruzach. Gorzej być nie mogło. Przyszło mi odwieźć pracownika do Kokszetau. Niby nic takiego, ale jeśli pomyśleć, że od miesiąca trzeba mi każdego dnia odwozić pracowników i ostatnim czasy relacje z nimi nie były za ciekawe, to zadanie urasta do bardzo trudnego. Czułem, że Bóg oczekiwał ode mnie tej ofiary. Miałem na uwadze również to, że przy spełnianiu Bożych oczekiwań sam mogłem paść ofiarą. Modliłem się, żebym umiał żyć dla tego człowieka. Nie powiem, że było idealnie i przechodziłem samego siebie. Nie prowokowałem, ale się nie wysilałem. Obojętność też mi nie przyświecała. W swoich słowach i gestach byłem zdeklarowany. Pobrzmiewała stabilność, spokój, pasywność. Wieczorem, kiedy proboszcz posypał moją głowę popiołem, uświadomiłem sobie, że jestem kochany, ale… miłość domaga się miłości. Świadomość bycia kochanym daje poczucie świeżości, a ta z kolei – mobilizuje do miłości.