+48 606 283 414 larafal@interia.pl

„Bóg działa w ludzkich sercach, a my Mu tylko w tym pomagamy”. Słowa Nuncjusza Apostolskiego po raz kolejny uświadomiły mi cel naszej obecności na tutejszej ziemi, a zarazem stanowiły motto naszego spotkania. „Byle nie przeszkadzać!” – podsumował jeden z kolegów w czasie spaceru. To proste zdanie w głęboki sposób oddaje istotę kapłańskiej posługi. Co robić, żeby moja obecność nie przygaszała, a wyrażała istotę? Poprzez to pytania spadła na mnie lawina poszukiwań. Na ile moje „ja” jest eucharystyczne? Poważnie zastanawiałem się nad tym w czasie naszego spotkania. Co chwilę przyłapywałem się nad tym, jak nieudolnie służę. Jakże brakuje mi ducha inkulturacji, dialogu, ekumenizmu. Uświadomiłem sobie, że te pojęcia domagają się ode mnie pewnego stylu bycia. Ze znajomości definicji trzeba się wykazać na zaliczeniach i egzaminach, a na misjach stanowią formę Bożej obecności – bliskiej człowiekowi, bo przepojonej głęboką miłością do człowieka. Nie da się – w tę formę obecności Boga – tak łatwo wejść. Nie da się wejść bez specjalnego wprowadzenia przez samego Boga. Rozporządzenia, specjalne instrukcje, dokumenty – to wszystko wiele znaczy, ma swój sens, ale bez „pałającego serca” misjonarza – litera pozostanie pusta, jedynie na papierze. Bóg z jednej strony – pokazywał mi małość mojej posługi, a z drugiej strony swoją mocą czynił małość wielkością. Spotkania stawiały w prawdzie, weryfikowały, zaś modlitwa dodawała skrzydeł, uzupełniała o brakujące wymiary. Wielokrotnie czułem się rozbity tym przechodzeniem Boga pomiędzy nami. Z jednej strony porywałem się narzekaniu na osobę i jej sposób bycia, wypowiedzi, a z drugiej nie potrafiłem nie być małym. Nie umiałem zamknąć serca przed tymi wszystkim oczywistościami mimo iż ze swej strony nie pomagałem Bogu. Nie szukałem ciszy, nie pozwalałem sobie na długą medytację. Wróciłem jednak rozwalony i rozbity.