Duch poruszający (tłumaczenie)
Poznałem wyraźnie ostatecznego „spiritus movens” mojego życia: pychę szukającą zadowolenia w tworzeniu i realizowaniu jakichś wielkich i wzniosłych idei. Zawsze musiałem mieć wielką i „swoją” ideę, której realizacji oddawałem się całkowicie – lub przynajmniej zadanie, którego wypełnienie czyniło mnie bohaterem. Całe moje życie podzieliłem na okresy „opętania” mnie przez różne kolejne idee. Idee te – zwłaszcza w ostatnim czasie – mogły być najwznoślejsze i najświętsze, ale moja działalność do samego końca była typem działalności inspirowanej oddolnie przez mojego ludzkiego ducha, którego nie wahałbym się teraz nazwać „demonem mojego życia”. Teraz zaś wyraźnie stanąłem przed problemem radykalnego przestawienia „ośrodka dysponującego” mojego życia na płaszczyznę transcendentną. Z tego punktu widzenia jak wielką łaską zewnętrzną jest dla mnie więzienie! (Niesamowite!!!) Ale i tu muszę czuwać, aby znowu nie opętała mnie jakaś oddolna idea, aby znowu nie opętał mnie „demon” mojego życia. Demon ten musi umrzeć, a ostatnim „opętaniem” mego życia może być prawdziwa, nadprzyrodzona miłość Jezusa i dusz nieśmiertelnych. Dopiero wtedy znajdę pokój. Dlatego proszę Niepokalaną, abym nie wyszedł z więzienia prędzej, zanim nie umrę naprawdę sobie i zanim nie dokona się „nawrócenie miłości” i nie opęta mnie „Miłość”. (por. ks. Franciszek Blachnicki, Rekolekcje więzienne, Kraków 2009, s. 29-30). W tekście pojawił się mój komentarz, który sprowokował pytanie: czy aby przeżyć coś podobnego, trza iść do więzienia?!