+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Punkt patrzenia zależy od punktu siedzenia! W Polsce miałem wrażenie, że działania misyjne podejmowane przez Kościół sytuują go w czołówce wspólnot przejętych troską o sprawy misji. Zmiana punktu siedzenia zupełnie zweryfikowała moje wrażenia. Nic bardziej mylnego! W polskim Kościele misje najbardziej „czują” świeccy. Oni mają najlepszy obraz misji i wyczucie pomocy. Nie ograniczają się jedynie do teoretycznej wiedzy o misjach, a czasami są na bakier z teorią. Prawdą jest też, że misje nie potrzebują pojemnego intelektu, ale pojemnego serca. Mocną stroną zaangażowania misyjnego jest wsparcie modlitewne. W niewielu Kościołach lokalnych na świecie jest tak dużo kółek modlitewnych. Z jednej strony modlitwę najłatwiej zaoferować, ale z drugiej – i ta mnie przekonuje – forma ta wyrasta z tożsamości Kościoła. Prawdą jest, że strona duchowa naszego Kościoła jest na wysokim poziomie. Największym zapotrzebowaniem misji są jednak ludzie, zwłaszcza kapłani, siostry zakonne. Powściągliwość i zachowawczość naszego Kościoła zabiła już nie jedno powołanie. Powiem przesadnie, że nasz Kościół jest gaśnicą powołań misyjnych. Wprawdzie są centra przygotowujące do misji, ale brakuje misji w mentalności Kościoła. Proces uwrażliwiania na misje jest silny, ale nie można nim zastąpić procesu wychowawczego. To są dwie różne działalności! Lepiej pomaga się organizując zbiórki niż organizując ludzi. Nie jednej diecezji łatwiej będzie policzyć, ile zboża czy lekarstw i innych środków wysłała na misje niż ludzi. Wolontariat misyjny świeckich prawie teoria. Eksperci tłumaczą się, że świeccy zawodzą. Na bazie własnych doświadczeń i obserwacji dodam, że księża jeszcze bardziej. Nie przekonuje mnie teoria ekspertów. Z czołówki przeskoczyliśmy na prowincje. Tak pewnie zawsze było, ale punkt siedzenia kazał myśleć inaczej.