+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Już w momencie przebudzenia czułem, że jestem w słabej kondycji. Złamała mnie grypa. To pierwszy raz od przyjazdu. Czekała na mnie Eucharystia i konferencja rekolekcyjna w sąsiedniej parafii. Świadomość tego bardzo mnie paraliżowała. Nie mogłem zebrać sił, żeby przygotować się do tej misji. Przeczytałem czytania z dnia, wziąłem Pismo święte i wybrałem się w drogę. Czułem ogromny ciężar tego zadania. Cały czas marudziłem, szemrałem, dołowałem się… W tym stanie modliłem się o Boże zmiłowanie. Na miejscu oznajmiłem, że jestem niedyspozycyjny i trzeba liczyć wyłącznie na Ducha Świętego. Zanim rozpocząłem homilię, zachęciłem wszystkich do modlitwy o Jego łaski. Prosiłem o modlitwę w swojej intencji – słabego narzędzia w Bożych rękach. Od razu wyjaśniłem, że nie mam przygotowanej konferencji, a będę jedynie próbował dzielić się tym, czym żyję, co mi towarzyszy na tegorocznej drodze pokuty. Zaproponowałem rozważenie na temat: „Kocha ten, kto czuje się kochany”. Ta świadomość jest własnością Matki Najświętszej. Dzisiejsza ewangelia dała temu wyraz. Maryja pozwoliła Bogu kochać siebie! Przez to mogła w doskonały sposób podarować światu Bożego Syna. Nie oparłem się wyjaśnieniu – na czym polega miłość. Zmobilizowało mnie to tego przeżycie, jakiego doświadczyłem podczas uwielbienia. Zapatrzyłem się w zasłonięty krzyż. Jezus tak bardzo wyniszczył siebie z miłości do człowieka, że wstydzi się swojego wyglądu, nie chce, żeby na Niego patrzono. To jest miłość do końca! Siedziałem z tą myślą i demaskowałem swoje relacje. Dlaczego spokój? Dlaczego z taką łatwością przyjmuję ten obraz? Czy nie powinien we mnie spowodować popłochu, niepokoju, łez? W jaki sposób jesteś mi bliski, Boże? W konferencji skupiłem się na Eucharystii rozumianej jako droga, życie człowieka. Pomagał mi w tym tekst o uczniach idących do Emaus. Rozmyślałem na nim pod datą 2 i 3 grudnia 2006 roku. Eucharystia jest jednym z najbardziej aktualnych tematów. Daje ciągle do myślenia. W moim odczuciu spotkanie rekolekcyjne spotkało się z zainteresowaniem słuchaczy. Jestem dłużnikiem Ducha Świętego! Po spotkaniu w kościele, zatrzymałem się na dłużej u miejscowego duszpasterza. Chyba potrzebował tego czasu. Ja pracuję w zespole, a on sam. Na końcu chciał złożyć ofiarę za posługę słowa. Już wcześniej ustaliłem ze sobą, że przyjmuję ofiary na misje, nie zaś na misjach. Na początku trudno mi było przyjąć stwierdzenie, że misje odzierają do ostatniego pieniążka. Dzisiaj widzę, że inaczej się nie da. Umówiliśmy się na Wielki Czwartek! Będziemy przy jednym stole błogosławić Boga za dar kapłaństwa.