+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Po obiedzie wyszedłem na widokową platformę umieszczoną w naszym domu na trzecim piętrze z myślą o wyjściu awaryjnym. Odkryłem ją podczas wczorajszego sprzątania. Odkryłem tam coś więcej – punkt z pięknym widokiem. Obiecałem sobie, że muszę tam jak najszybciej wrócić. Nie musiałem długo czekać. Dzisiaj proboszcz był celebransem i to on pojechał na filię. Ja zostałem w domu. Zaraz po obiedzie chwyciłem za aparat, żeby podzielić się odkrytym pięknem. Patrzyłem, obserwowałem, podziwiałem. Moje spojrzenie było pytające, jak się potem okazało. Jakie piękno przewidział Bóg dla tutejszego człowieka? Podziwina przyroda nosi Jego ślad. Ta przyroda nie odnosi się wyłącznie do zieleni. Ona zawiera się także w naturze człowieka. Bóg przyjął przyrodę człowieka, żeby ją uświęcić, podnieść. Wywyższyć! – lubię to słowo. Ono najpiękniej streszcza misję Jezusa. Tutejszy świat nie nosi jedynie znamion Boga. Kryje także w sobie znamiona działań człowieka. Jakże to przeciwstawne ślady! Patrzyłem w kaplicy na rodzinę, która opuści nas za niecały miesiąc. Otworzyli wizę do Polski. We wspomnieniach czuję ciężar tych wszystkich spotkań z ludźmi zniszczonymi, pozbawionymi ludzkiej godności, wywiezionymi… Jakże dwie przeciwstawne platformy: Kazachstan i „moja” wieża widokowa? Z jednej strony Bóg i Jego cicha władza, ale za to rzeczywista i trwała. A z drugiej strzępy systemu, który przez 70 lat troszczył się o to, żeby „pustynia stała się chlebem”… Markzim wierzył, że może kamienie przemienić w chleb, w rzeczywistości jednak dawał kamienie zamiast chleba. „Można oczywiście pytać, dlaczego Bóg nie stworzył świata, w którym Jego obecność byłaby bardziej widoczna; dlaczego Chrystus nie pozostawił jakiegoś innego odblasku swej obecności, który byłby przekonujący dla każdego.” Można pytać, ale można też znaleźć się na platformie widokowej – w centrum zderzenia dwóch światów: Bożego piękna i „trwadego losu, który człowiek zgotował człowiekowi”. Może nie porzeba zbyt jasnej odpowiedzi, by wiedzieć, że Bóg nie pozwoliłby sobie na to, żeby zanegować człowieka. Obecność Boga dla swej oczywistości nie potrzebuje być bardziej widoczna. Gdzie zanegowano Boga, tam zanegowano człowieka. Co tak napawdę widać z tej „mojej” platformy? Odradzające się w ludzkich serca piękno, a w tle cmentarzysko idei, żeby utworzyć sobotwóra Jezusa. Oddaję głos Benedyktowi XVI, który poprzez swoją książkę ustawił własną przyjaźń z Jezusem przed zdolnością wirtuoza biblijnej egzegezy. „Wybór: albo Jezus, albo Barabasz nie był przypadkowy; naprzeciw siebie znalazły się dwie postacie mesjańskie, dwie formy mesjanizmu. Staje się to jeszcze wyraźniejsze, jeśli zwrócimy uwagę na to, że „Bar – Abbas” znaczy „syn Ojca”. Jest to typowo mesjańskie określenie, kultowe imię wybitnego przywódcy ruchu mesjańskiego. (…) Od Orygenesa dowiadujemy się innego jeszcze interesującego szczegółu: w wielu rękopisach Ewangelii, aż do trzeciego wieku, człowiek, o którego tu chodzi, nazywał się „Jesus-Barabbas” – „Jezus syn ojca”. Wygląda to tak, jakby był sobowtórem Jezusa, który na inny sposób wysuwa te same roszczenia. Zatem wyboru trzeba dokonać między mesjaszem, który toczy walkę, przyobiecuje wolność i własne królestwo, i owym tajemniczym Jezusem, który głosi utratę samego siebie jako drogę do życia. Czy to dziwne, że masy dały pierwszeństwo Barabaszowi?” Widokowa platforma stała się „moją”, ponieważ oprócz walorów widokowych, ujawniła wymiar metafizyczny, historyczny, pytający: „Gdybyśmy dzisiaj mieli dokonać wyboru, czy Jezus z Nazaretu, Syn Maryi, Syn Ojca, miałby jakąś szansę? Czy my w ogóle znamy Jezusa? Czy go rozumiemy? Czy może zarówno wczoraj, jak i dzisiaj, nie musimy z całych sił próbować poznawać Go całkiem na nowo? Kusiciel nie jest do tego stopnia nachalny, żeby nam wprost zaproponował adorowanie diabła. Proponuje nam opowiedzenie się za tym, co rozumne, za prymatem świata zaplanowanego, od początku do końca zorganizowanego, w którym Bóg może mieć swoje miejsce jako sprawa prywatna” (Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu, Kusznie Jezusa, s. 35 – 50).