+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Czasami idziesz do kościoła, jesteś na Mszy i wydaje ci się, że nic z tego nie ma. Z Bożych treści nic nie pamiętasz, a przytomność podczas cudu przemiany pozostawia wiele do życzenia. I przychodzi myśl: „przyjechałem tu, bo moja Ukochana czuje się opuszczona. Jestem tu i nadal pozostaje taką”. Próbuje się mobilizować i postanawiam, że pierwszą rzecz, którą zrobię będzie ponowna lektura dzisiejszego fragmentu Ewangelii, a po kilku godzinach odkrywam, że skończyło się jedynie na postanowieniu. Albo zaczynam robić swoje i widzę, że nie idzie. Co w takich sytuacjach? Złościć się na siebie? Denerwować? Udowadniać za wszelką cenę brak siły i możliwości? Dzisiaj nic z tych rzeczy! Poprzestałem na modlitewnej refleksji: „Boże, jaki ja jestem kruchy. Taki mały robak ze mnie. Jeśli nie zainwestujesz swojej miłości, to będę się męczył ze sobą, włóczył z miejsca na miejsca, zmieniał zeszyt na książkę, świecił oczami… Ulituj się nade mną”. Skoro wszystko jest łaską, to takie dni mają jakiś sens, przynajmniej ten, żeby przekonać się do swojej małości i kruchości.

Zrealizowałem postanowienie i Słowo Boże rzuciło światło na mój stan. Małość i kruchość weryfikują motywy działań człowieka, jak chociażby te, żeby nie obmyślać przesadnych strategii dla siebie i nie wybiegać za bardzo w przyszłość, a poprzestać na tym, co się ma (Łk 12, 13 – 21).

Popołudniu pojechałem z proboszczem do Oziornoe na imieniny kustosza. Zjechali się księża i siostry. Atmosfera była bardzo radosna. Wieczorem poszedłem do kościoła i Maryi, Królowej Pokoju zawierzyłem siebie, bliskich i przyjaciół. To niezwykłe miejsce zainaugurowało refleksje na temat miłości bliźniego. Zanim je spiszę, chcę posmakować się ich treścią.