Na długo przed przyjazdem do Kazakstanu pokochałem modlitwę Wschodu, nazywaną też modlitwą serca. Klasyczna, pełna jej formuła brzmi: „Panie Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną grzesznym”. Bliższa jest mi formuła zaczerpnięta z Biblii: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną” albo „Jezusie, ulituj się nade mną”. Niektórzy ograniczają się też do powtarzania imienia „Jezus”. Modlitwa ta łączy i spaja w sobie dwa momenty Ewangelii: najpierw wołanie Piotra w imieniu Apostołów, owe pierwsze Credo Kościoła. Potem wołanie o zmiłowanie, owo SOS celnika – jako przeciwieństwo samowystarczalności faryzeusza. Jest wyznaniem wiary w Pana, a zarazem wyznaniem tego, że jestem grzesznikiem. Podejmuję tę modlitwę z myślę o sobie. Jest to dla mnie forma powiedzenia Lekarzowi o moich dolegliwościach, grzechach i zranieniach.
Wchodzę do kościoła i spotykam młodzieńca o rysach kazaskich. Zapytał, czy może się ochrzcić. Potwierdziłem możliwość spełnienia pragnienia, ale potrzeba rocznego katechumenatu, zgodnie z zarządzeniem Episkopatu. Przyjął to za oczywistość. Weszliśmy do Kościoła. Pokazałem tabernakulum, miejsce przechowywania Ciała Pana Jezusa. Od razu wyznał swoją wiarę! Powiedział, że Jezus jest Synem Bożym. Byłem pod wrażeniem. Przedstawiłem młodzieńca siostrze przygotowującej kandydatów do chrztu. Zaprosiła go do udziału w spotkaniach po Wielkanocy. Ja zaproponowałem jednak spotkanie w niedzielę, w celu małego wtajemniczenia. Obiecał, że przyjdzie. Siostra powiedziała potem, że to owoc mojej modlitwy. A moje myśli powędrowały do tych, którzy trwają na modlitwie i postanowieniach w mojej intencji i „małej trzódki”. Jeśli tutaj coś się dokonuje, to za sprawą tej ofiarowanej modlitwy. Dziękuję!