+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Wczoraj minęły trzy miesiące od mojego przyjazdu do Kazakstanu. Na podsumowanie tego czasu przychodzi jedna myśl. Nie było dnia, żebym żałował swojej decyzji. Jeśli były trudne dni, to wynikały one z innych powodów, czasami tęsknoty za bliskimi i przyjaciółmi. Podczas rozmowy z parafianami Wołodarowki padło pytanie: czy święta będę spędzał w domu? Moja odpowiedź była twierdząca. Musiałem dodatkowo wyjaśniać, że święta będę obchodził w domu nie wyjeżdżając do Polski. Każdy człowiek nosi w sobie pragnienie domu. Dla mnie domem jest to miejsce, gdzie Bóg chce mnie mieć. Potwierdzenie płynie z głębi serca. Coraz bardziej oswajam się z nową rzeczywistością. Kiedy na początku Eucharystii z góry przeprosiłem za wpadki językowe, powiedziałem o języku rosyjskim jako „wasz”, a później poprawiłem się na „nasz”. Przy okazji tej poprawki pojawiło się pytanie, czy ja nie naśladuję Wielkiego Papieża. Nie wystarczyła mi ta odpowiedź. Świadomość, że „jestem doma”, dojrzewa we mnie powoli, obejmuje całego, i daje o sobie znać w małych przebłyskach. Popołudnie spędziłem ze Wspólnotą Błogosławieństw, a wieczorem odprawiłem drugą Eucharystię w Kokczetawie. Dym z kadzielnicy spowodował włączenie się alarmu przeciwpożarowego. Sytuacja została szybko opanowana. Na końcu przeprosiłem uczestników za zakłócenia i wyjaśniłem, że to z powodu ministrantów, którzy „kurzyli” w zakrystii. Miałem na nich nerwy, że zamiast uczestniczyć w liturgii, siedzieli przez cały czas w zakrystii pod pretekstem rozpalania kadzidła. Z kazania, które wygłosiłem, została mi myśl, że „w centrum mojego życia Chrystus, a nie ja”.