+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Pracownicy zatrudnieni w jedenastej godzinie dnia otrzymują od Pana taką samą zapłatę jak ci pracujący od rana.
Tu otwiera się zagadnienie istotne do rozważenia, zanim zdecydujemy się zaangażować w Kościół. Trzeba się najpierw zmierzyć z tym że Kościół jest Pana!
To Pan, a nie my powołuje do pracy w winnicy.
To Pan, a nie my ocenia ich pracę i zaangażowanie.
To Pan, nie my ustanawia zasady pracy w winnicy.
To Pan, nie my przyznaje miejsca pierwsze i ostatnie.
Nie zawsze rozumiemy Jego logikę. Nie pojmujemy, dlaczego ostatni mają być pierwszymi i dlaczego za dwanaście godzin pracy dostaje się tę samą zapłatę co za jedną godzinę i to w znacznie lepszych warunkach. Nie rozumiemy i nie pojmujemy dokąd nie odkryjemy, kim jest Pan winnicy.

Zostaje on nam przedstawiony na samym początku przypowieści. Polski przekład ewangelii nazywa go gospodarzem, ale grecki tekst opisuje go słowem rządca domu, co św. Hieronim oddaje pięknym łacińskim imieniem pater familias, czyli ojciec rodziny. Odkrywając to przestajemy się dziwić. W miejsce początkowego protestu pojawia się zrozumienie, a w konsekwencji identyfikacja z myśleniem gospodarza. Wszak nie jest nim biznesmen, lecz ojciec; nie zarządca przedsiębiorstwa, lecz głowa rodziny. Nie robi interesu, lecz zaprasza swoje dzieci do wspólnej pracy na swoim. Nie dorabia się zaoszczędzając na robotnikach, lecz hojnie obdarowuje swoich najbliższych. Cieszy się, kiedy wreszcie idą do winnicy, nie dlatego że wzrośnie jego zysk, lecz dlatego, że przez zaangażowanie i pracę staną się innymi, lepszymi ludźmi. W rodzinie pewnie nieco inaczej niż w firmie nikt nie zawstydza rodzeństwa tym, że dłużej pracował, nie podkreśla swoich zasług i nie żąda specjalnego traktowania. Nie przekreśla pretensjami wcześniejszego wysiłku.

Ktoś powie naiwność albo nigdzie nie ma takiego Kościoła lub skąd by się mieli wziąć ludzie w ten sposób myślący, a jeszcze bardziej tak postępujący. Odpowiedź pada w naszej przypowieści. Mówi ona, że ojciec rodziny wychodzi ze swoim zaproszeniem do pracy w winnicy pięciokrotnie. Podanych pięciu godzin w ciągu dnia nie sposób uznać za przypadkowe. Jest to pięć godzin, w których pobożni żydzi podejmowali modlitwę. W ślad za nimi również Kościół rozkłada na pięć godzin w ciągu dnia swą modlitwę brewiarzową, jutrznia, godzina przedpołudniowa, południowa, popołudniowa i nieszpory. Ich łacińskie nazwy brzmią tak samo, jak w medytowanej przypowieści. I tak odkrywamy ważną i praktyczną wskazówkę: rzeczywiste Boże wezwanie do podjęcia odpowiedzialności za Kościół i świat przychodzi do nas na modlitwie. To modlitwa pozwala nam usłyszeć głos: „Idź i ty do winnicy”. Na modlitwie powinniśmy rozeznać właściwe sobie miejsce w ewangelizacji, a także właściwe jej metody i środki. Odkrycie swojej misji w Kościele i świecie na modlitwie jest jednym z wyznaczników prawdziwości modlitwy; oznaką tego, że potrafimy na niej słuchać, a nie tylko gadać. Strzeżmy się w Kościele takiej aktywności, która się nie zrodziła na modlitwie, ani się nie poddaje ukrytej w niej dyscyplinie.