+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Cały dzień czytam jedną stronę mojej ulubionej książki. Nie mogę oprzeć się zamiarowi, aby przepisać fragment, który streszcza wezwanie, jakie poczułem jakiś czas temu. „Przez całe życie szukasz przyjaciół. Od kiedy cię tylko znam, zawsze poszukiwałeś uczucia. Interesowały cię tysiące rzeczy. Na lewo i prawo zabiegałeś o uwagę, uznanie i akceptację. Nadszedł czas, abyś odkrył właściwe powołanie i stał się ojcem, który wita swoje dzieci w domu, o nic nie pytając i niczego w zamian od nich nie żądając”. W tle pobrzmiewa ulubiona piosenka Celin Dion, a ja nie potrafię się oderwać od drugiego fragmentu, który pokazuje, gdzie jestem na tej drodze. „Jest to powolna i mozolna walka. Czasami nadal czuję pragnienie, by pozostać synem i nigdy nie dorosnąć. Jednak posmakowałem już ogromnej radości dzieci powracających do domu. Kładąc na nich dłonie w geście przebaczenia i błogosławieństwa, zaczynam w niewielkim stopniu poznawać, co to znaczy być ojcem, który nie zadaje pytań i pragnie jedynie powitać swoje dzieci w domu”. Nic dodać, nic ująć. Gubię się w Bogu. Mieszają się we mnie różne uczucia. Łzy z uśmiechem. Korzeniem wszystkiego jest bycie szczęśliwym i spełnionym. Mam przecież tyle skrzydeł! Ciągle na myśl przychodzą słowa maila, które wczoraj otrzymałem od Bogusi. „Myślimy każdego dnia o Twojej Ukochanej w Kazachstanie, więc w jakiś sposób nie jest sama, a przynajmniej mniej niż kiedyś, kiedy jeszcze nie była bliska naszym sercom, kiedy nie martwiliśmy się Jej osamotnieniem. Jest kochana z daleka, ufam, że będzie kochana z bliska, nie tylko przez Ciebie, ale przez pełny kościół wiernych”. I znowu mieszanka uczuć. Kiedy przyjąłem dzisiaj Pana Jezusa, jedno słowo musiałem powtórzyć głośno: „życie”. Od trzech dni celebruje Eucharystię po cichu, czasami szeptem. A dzisiaj nie mogłem się opanować, żeby powiedzieć głośno: „życie”. Życie objawiło się we mnie. Jestem jedynym świadkiem tego Bożego zjawiska. Nie oczekuje tysięcy w kościele. Spodziewam się życia, które już się poczęło na wiele przede mną. Trzeba zatem chuchać i dmuchać z każdej strony (otaczać modlitwą), aby to życie stało się źródłem. Rozbudziłem się nie tylko przy Ukochanej, ale także pod wpływem dzisiejszych doświadczeń. Przyszła w odwiedziny sąsiadka. Poczciwa kobieta. Prawosławna. Prosiła o modlitwę i radę. Rozmawialiśmy dłuższą chwilę. Miłe doświadczenie. Obok tego wszystkiego nurtuje mnie jeszcze problem. Ludzie zatrudnieni w naszym domu wygadali się, że przez długie lata pracują i nie mieli urlopu. To jeden z zaniedbanych obszarów w Kościele. Prosiłem, żeby dali mi jeszcze trochę czasu na ogarnięcie wszystkiego, poznanie potrzeb domu i mądre rozporządzenie wszystkim. Wiem, że zanim dojdzie do rozmowy, trzeba ten temat omówić z Gospodarzem miejsca. Zależy mi, aby w swoim przedłożeniu zajęć i specyfiki pracy pozostać człowieczym pracodawcą. Uwzględnić obowiązki, a ale także prawo do godziwych warunków pracy, zapłaty, odpoczynku, ubezpieczenia. Czuje brzemię tego zadania. Wiem jednak, że w centrum musi pozostać człowiek i jego godność.