+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Dokończyłem książkę Stanisława Kardynała Dziwisza „Świadectwo”. Czytałem ostatnie zapisane przeżycia. Towarzyszył Papieżowi przez połowę Jego życia. A teraz już nie może być razem z nim. W jakiejś mierze refleksje Kardynała wpisały się w moje dzisiejsze przeżycia związane z odjazdem siostry. Rano spotkaliśmy się z Ukochaną Eucharystią. Potem ostatnie przygotowania do podróży. Droga na dworzec przez zatłoczone miasto. Wydarzenia tak szybko następowały po sobie! Znaleźliśmy się przy pierwszym wagonie pociągu. Dotarliśmy do przedziału. Chwila rozmowy. Konduktor dawał sygnały do odjazdu. Wyszliśmy na korytarz. Dotarliśmy do wyjścia. Nastąpiła chwila pożegnania. Tu nie można była niczego zaplanować. Trwaliśmy w objęciach i płakali. Wyszedłem z wagonu. Kilkakrotnie wznawiałem rozmowę. Czułem, że były to próby ucieczki od przeżyć mojego wnętrza. Przez myśli przemykały wczorajsze rozmowy z kapłanem. Mówił, że płacze na widok polskich pograniczników. Słuchałem tego z dozą wyobcowania, jakby to nie było o mnie. Dopatrywałem się w tym jakieś słabości. Chłop musi być twardy! A teraz sam znalazłem się w podobnej sytuacji. Reakcja wydawała się być dla mnie czymś naturalnym, na miejscu. Czułem się z nią dobrze. I może ze względu na „wpojone reakcje”, odwracałem głowę. Dlaczego płakaliśmy? Bo było nam razem dobrze jak nigdy dotąd! Dlaczego…? Czasami mam wrażenie, że oszukuję siebie mówiąc, że czuję się jak w domu. Kiedy wyszedłem z dworca, rzuciłem wzrokiem na miasto. Miałem w sercu uczucie, że to wszystko jest mi bliskie, ale jednocześnie nie mogłem się zgodzić, że jestem u siebie. Stałem na peronie i spoglądałem na oddalający się pociąg. Liczyłem, że się zatrzyma. Kiedy już prawie zniknął z oczu, pojawiło się życzenie, żeby już nikt nie przyjeżdżał; żebym więcej nie musiał patrzeć na pociąg jadący w moim ulubionym kierunku beze mnie. Kiedy pokonywałem w pojedynkę pierwsze odcinki powrotnej drogi, spoglądałem na siedzenie z boku. Nie mogłem się zgodzić z faktem, że jest puste. Pomyślałem sobie w tym miejscu o ludziach, którzy utracili swoich bliskich na tym świecie. Jakże tu patrzeć z nadzieją! Kiedy wróciłem do swojej parafii i wszedłem do domu wiedziałem, że utracił swoją bliskość. Ten czas wspólnego bycia, pracy, podróżowania należał to pięknych i wspaniałych. Dla takich chwil warto żyć! Warto poświęcać wszystko! Warto je powtarzać! Dzięki! Przeżycia nie uwłaczają świadomości bycia kochanym. Moje szczęście ma imię i oblicze – Jezus Chrystus! Doświadczenie uświadomiło mi prawdę, przed którą nie można uciekać: „Twoje dzieło kosztuje, Boże!”. Dosyć preparowania uczuć, bo dzisiejsza sytuacja sprowadziła mnie na ziemię. Patrzę przez swoje okno i mam takie same odczucia, jak Ty siostrzyczko: „Jak tak sobie patrzę w okno, to czasami mam ochotę wysiąść na najbliższej stacji i wrócić. Dobrze, że jesteś”. Błogosławiona prawda!