+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Niesamowicie ucieszyłem się z Twojego listu. Już dawno nie otrzymałem żadnego pisma. Moi znajomi i przyjaciele wykorzystują nowoczesną technikę (pocztę elektroniczną), a tutaj proszę – tradycyjny list. Ucieszył mnie list, a jeszcze bardziej jego treść. Odniosę się do kilku Twoich myśli. Dziękuję bardzo za modlitwę. Jak tylko przeczytałem Twój list, zacząłem zastanawiać się, czy aby nie opuszczam Cię w moich modlitwach. Nie ma takiej możliwości, ponieważ cały czas widniejesz na kartce ze stałymi intencjami. Ostatnio ją przepisywałem i trochę zmieniła się jej pojemność. Poprzez Twój list będę zatrzymywać się przy Twojej osobie. Wyobraź sobie, że miałem kiedyś być w Ząbkowicach Śląskich. Pracuje tam kapłan, który należy do Ruchu Focolare. Podczas pobytu w Wyższym Śląskim Semianrium Duchownym w Katowicach otarłem się o tę wspólnotę i do tej pory czerpię z tej duchowości. Niestety do Ząbkowic nie dojechałem, ponieważ dopadła mnie choroba i na pragnieniach się skończyło. Niewykluczone, że nie odwiedzę tego miejsca w związku z Tobą. Z góry dziękuję za zaproszenie. Wspomniałem już o Focolare. Nie o nazwę tutaj chodzi, ale właśnie o wspólnotę. Zanim wstąpiłem do Seminarium Duchownego w Katowicach, byłem w kontakcie z dwoma wspólnotami zakonnymi: Salwatorianami i Werbistami. Jeździłem do nich na rekolekcje, otrzymywałem materiały. Bóg wybrał inaczej dla mnie i rozeznanie Jego planów odczytuje za bardzo trafne. Czuje się szczęśliwy i spełniony. Niemniej duchowość wspólnoty jest mi bardzo bliska. W jakimś wymiarze doświadczam jej także na obecnym etapie. Współpracuję ze Wspólnotą Błogosławieństw (nie działają w Polsce). Już kilka razy zastanawiałem się, czy Bóg nie ma jakiś dodatkowych planów odnośnie do mnie w związku z tą wspólnotą. Póki co uważam się za sympatyka ich duchowości, a jeżeli tylko mam okazję, uczestniczę w ich życiu: modlitwie, uroczystościach, rekolekcjach itp. Co chce przez to powiedzieć? Człowiek może być na jakiejś drodze i może nie być do końca przekonany do słuszności tej drogi. Możesz czuć się dobrze w jakiejś wspólnocie i możesz nie wiedzieć, dlaczego właśnie ta wspólnota stała się twoja. To jest tzw. „Czas noszenia pytań”. Człowiek, który nosi pytania znajduje się w posiadaniu odpowiedzi. Czasami nosi się pytania przez dłuższy czas. Ktoś kiedyś napisał, że jeśli nosisz pytania, to znaczy, że nie jesteś w pełni przygotowany do przyjęcia odpowiedzi. Może przeżywasz coś takiego! Nie potrafisz dokładnie wytłumaczyć, dlaczego właśnie Pallotyni, a nie inne zgromadzenie albo masz uczucie, że Twoje wyjaśnienie wyboru wydaje się być śmieszne, proste. Do tej teorii z pytaniami udało mi się przekonać Jonasza, mojego serdecznego przyjaciela z Tychów. Nie jest to refleksja z książki, ale doświadczenie. Podtrzymuje Twoje nastawienie odnośnie do nauki, zdobywania wiedzy, zwł. w zakresie języków. Gdybym podczas liceum czy studiów posiadał obecną świadomość, zupełnie inaczej podszedłbym do nauki. Nie było najgorzej, ale chyba za mało wymagałem od siebie, chociażby pod względem nauki języków. Nieznajomość jakiegoś języka tłumaczę tym, że nauczanie nie było dostatecznie dobre, a może za mało się przykładałem. Ustawienie przyczyny po mojej stronie bardzo mnie przekonuje. Na zachętę podaruje ci przysłowie chińskie: „Bóg sprzedaje mądrość za pracę i cierpienie”. Chyba obok „czasu noszenia pytań”, doświadczasz również „czasu pracy i cierpienia”. Wspominałeś o pracy fizycznej i pragnieniu formacji intelektualnej i duchowej. Moja zachęta dotyczy zwłaszcza tych ostatnich. Kiedy czytałem o posłudze dla o. Piotra, od razu przypomniał mi się czas posługi dla katowickiego hospicjum. To, co zyskałem dla siebie w hospicjum, w żaden sposób nie mogło zostać mi podarowane w seminarium. Aktywna obecność przy człowieku cierpiącym w formie posługi, jest lekcją życia dla posługującego. Odrabianie tych lekcji, pokazało prawdę mojego wnętrza. Dzisiaj korzystam z tego czasu. Nie można nazwać tego wiedzą. To doświadczenie pomaga mi normować relacje. We wspólnocie jest to niesamowicie ważne. Nie da się żyć bezkonfliktowo, ale można żyć w duchu jedności, przebaczenia. Dla pozyskania takiego ducha, potrzeba cierpienia, własnego obnażenia się i odarcia. Myślę, że posługa dla o. Piotra będzie dla Ciebie bardzo owocna. Pozdrów go ode mnie i poproś, żeby „zdrowaśkę” odmówił w mojej intencji – bezużytecznego sługi posługującego na misjach i „małej trzódki” na Wschodzie. Twoja decyzja jest pełna pytań, ale zarazem radości, ciepłych przeżyć, które Cię utwierdzają. Te pozytywy są bardzo ważne. Nie jestem zwolennikiem teorii, że w trudnościach należy wspominać chwile radosne z życia. Trudności mają swój poziom brzmienia i wymagają odpowiedniej świadomości ze strony człowieka, a niej jej braku czy jakiegoś zamroczenia, ucieczki. Jestem jednak zwolennikiem rejestrowania chwil radosnych. Trzeba je widzieć, okazywać za nie wdzięczność Bogu i karmić się nimi. Twoja decyzja jest także naznaczona niezrozumieniem. Też to przeżywałem. Obecnie czytam książkę Johna Eldredge „Pełnia serca”. Autor poświęca niezrozumieniu sporo miejsca. Pisze m.in. w ten sposób: „Najgorsze ciosy otrzymujemy od tych, którzy nas dobrze znają i powinni kochać. W rodzinie, przyjaźniach rozpoczynamy wędrówkę serca i tam jesteśmy najbardziej narażeni na zranienia. To, czego dowiadujemy się od rodziców, rodzeństwa i przyjaciół o swoim sercu, określa nas do końca życia; staje się scenariuszem, według którego postępujemy, na dobre i złe. Ojciec nazywa Kopciuszka „małą pomywaczką w kuchni, którą zostawiła zmarła żona”. A macocha uważa ją za „zbyt brudną, żeby się pokazać”. Jak sądzisz – pyta autor, czego Kopciuszek dowiedział się o swoim sercu, dorastając w takim domu? (…) Niezrozumienie jest niszczące, tym bardziej że nie rozpoznajemy go jako ataku na serce. Zjawia się bardzo subtelnie, siejąc zwątpienie i zniechęcenie tam, gdzie powinno być potwierdzenie i wsparcie”(s. 128 i 130). Lektura jest godna uwagi, więc jeśli będziesz mieć tylko okazję, spróbuj po nią sięgnąć. Myślę, że zupełnie inaczej niesie się życiowy bagaż, jeśli wiesz, co znajduje się w środku. Łatwiej przyjąć drogę kapłaństwa diecezjalnego, jak kapłaństwa zakonnego. Każdy wie, łącznie z księdzem diecezjalnym, że ścieżka zakonna jest bardziej radykalna i wymagająca. W seminarium możesz mieć pieniądze i komórkę. W nowicjacie ten styl nie przejdzie. Jest radykalizm! Czemu on służy? Napisałeś, że nosisz w sobie głębokie pragnienie wspólnoty. I właśnie radykalizm, droga rad ewangelicznych służy temu, żeby nie skończyło się na pobożnym życzeniu czy pragnieniu. Droga radykalizmu ewangelicznego wypracowuje w nas świadomość, że Ktoś nas kocha niezależnie od miejsca i czasu. Tym Kimś jest kochający Bóg. Droga radykalizmu pozwoli Ci wejść, skosztować wspólnoty. Można o wspólnocie tylko mówić, a można nią żyć. To są dwie zupełnie różne postawy. Po 4 latach życia kapłańskiego doświadczyłem życia wspólnoty i próbuję swoimi przemyśleniami podzielić się z Tobą, wyrazić swoją jedność. Stąd mogę powiedzieć, że droga do wspólnoty prowadzi przez radykalizm i autopsję. Ta pierwsza jest pewna, tą drugą niekoniecznie. Cieszę się z treści Twojego listu, a także jego tonu. Jest pełen ufności, zawierzenia i tak trzymaj!