+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Zaspałem na poranną Eucharystię. Ten fakt uświadomił mi, że ostatnie dni były ponad moje siły. Prędzej, czy później intensywny tryb życia odbija się w słabej jakości podejmowanych zadań bądź różnymi niedomaganiami. Przyjąłem to ze spokojem. Myśl, że Bóg jakoś to wszystko wyprowadzi, uczyniła moje serce otwartym. Miałem kilka spraw do załatwienia. Jednym z moich celów była prośba o intencje mszalne. Okazało się, że nie ma wolnych. Przyjąłem to bez jakichkolwiek myśli i odczuć; jakby w oczekiwaniu na dopełnienie. Tuż przed obiadem wygospodarowałem czas na spotkanie z Ukochaną. Podczas celebracji uświadomiłem sobie, że każdą wolną intencję powinienem wykorzystywać jako okazję do modlitwy w intencji budowy nowego kościoła. Odczytałem to jako swoje zadanie. Ważniejsze od tego okazały się jednak pragnienie i radość towarzyszące podjęciu realizacji tego zadania. Po obiedzie zwiedziliśmy miasto, a następnie udaliśmy się w drogę do Szucińska. Przyjechaliśmy późnym wieczorem. Usiedliśmy we trójkę: architekt, proboszcz i ja. Podzieliłem się wizją kościoła i planem zagospodarowania przestrzennego. Na projekty dobry jest sen, dlatego nie siedzieliśmy długo. To spotkanie można uznać za początek. Do tej pory nosiłem ten obraz w swoich myślach i sercu. Można powiedzieć, że stanowiłem jakby miejsce budowy. Tutaj rodziły się pierwsze szkice, a potem modelowanie, dekorowanie. Wizja podlegała ciągłej nowelizacji. Nowe miejsca, odwiedzane budynki miały swój wyraźny wkład. Z tego miejsca zaczynam rozumieć, dlaczego trzeba mi było jechać do Kustanaja na zastępstwo. Pierwszym powodem było zastępstwo, ale w którymś z kolejnych rzędów ustawił się budynek, który miałem zobaczyć. Bóg jest niesamowitym artystą; ma wszystko dopracowane i przemyślane. Czas i miejsca stanowią narzędzia Jego pracy.