+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Bywa, że przez cały tydzień nie można niczego załatwić, a przychodzi jeden dzień, kiedy wszystko wali się na głowę. Dzisiejszy dzień był jednym z intensywniejszych. Rozpoczęło się od pomyłki naszych prafian, którzy z ponad dwu godzinnym wyprzedzeniem przyszli na Eucharystię. Po mszy pojawiła się grupa dzieci. Bez uprzedzenia przyjechały na wypoczynek. Wtedy już wiedziałem, że dzień będzie pełen niespodzianek. Od wczesnego rana na terenie pod budowę kościoła firma prowadziła prace przy wyróbce drzew. Kiedy udało mi się tam pojechać okazało się, że trzeba szybko wracać, bo czeka przedstawiciel firmy budowlanej. Rozmowa z nim przedłużyła się i spóźniłem się na filię. Rozbawiła mnie rozmowa z prafiankami. Zapytałem, czy nie chciałyby skorzystać z sakramentu pokuty i pojednania. Odpowiedziały, że starają się nie grzeszyć. Jedna z nich dodała, że ma tylko jeden grzech: wykłuca się z kurami. Po Mszy świętej czekały mnie jeszcze spotkania z trzema firmami. Jedna z nich nie przyjechała, nad czym specjalnie nie ubolewałem. W tym natężeniu udało mi się jednak świadomie przeżywać spotkania z ludźmi. Było to niesamowite doświadczenie. W obie strony na filię podwoziłem autostopowiczów. Nie obeszło się bez tematu wiary. Wieczorem czekała mnie podróż na zastępstwo. Miałem wewnętrzne wrażenie, że ta intensywność próbowała mi odebrać ten wyjazd. Co chwilę wychodziły sprawy, które domagały się kontynuacji. Czułem, że jestem koniecznie potrzebny na miejscu. Patrzyłem niechętnie na drogę, która mnie czekała. Dzięki Bogu przyszło jakieś natchnienie, które poderwało mnie z tego myślenia. Nosiłem w sobie świadomość, że Bóg chce mnie widzieć w innym miejscu i pośród innych ludzi. Wiązało się to z decyzją pójścia na całość. Nie miałem obrazu tego, co mnie czeka. W pociągu przyszły dwie myśli. Najpierw dziwiłem się, że stać mnie na takie szaleństwa. Następnie zastanawiałem się na Eucharystią. Kim Ona jesteś dla mnie skoro stać mnie na takie szaleństwa? Do najbliższego spotkania miałem przed sobą 600 km drogi. W pociągu przeżyłem jeszcze jedno uczucie, które uznałem za potrzebne. Poczułem, że jestem u siebie. Przez serce przemykały twarze, język, warunki… jestem u siebie. Szczęście nie zależy od wielości zadań, ono wynika ze sposobu przeżywania własnego istnienia.