+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Dzień rozpoczął się dla mnie, kiedy otworzyłem oczy. Wiedziałem wtedy, że nie pojadę do Kokszetau. Dysponowałem jedynie teoretyczną wiedzą. Z tą świadomością poddawałem się praktyce dnia. Rozpocząłem od adoracji i Eucharystii. Do kaplicy wszedł nieznajomy człowiek. Poprosił o spowiedź. Usiedliśmy po Eucharystii i tak siedzieliśmy do obiadu. Między czasie dzwoniła kilkakrotnie przełożona z Koszetau. Sam słyszałem, jak gospodyni mówiła jej, że nie mogę podejść, bo śpię. Kiedy mogłem wyjaśnić sprawę, to wyłączyli telefon. Włączali, co jakiś czas, na kilkadziesiąt sekund. W tych przebłyskach cywilizacji dodzwoniła się parafianka z propozycją, żeby sfinalizować legalizację domu parafialnego. Poddawałem się poszczególnym wydarzeniom dnia, bo wiedziałem, że zostały zaplanowane przez „moją górę”. Chyba posiadałem coś więcej prócz samej wiedzy. To, co miało miejsce u progu dnia, było ostrzeżeniem samego Boga, który prosił: „Tylko mi nie przeszkadzaj”. To był mój słoneczny dzień, mimo że słońca za wiele nie było.