+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Na dnie mojego serca spoczywał smutek i niedosyt. Podjęliśmy nocną adorację w parafii. Czy na naszą „trzódkę” nie było to zbyt ambicjonalne? Były ku temu przesłania. Każda z parafii naszej diecezji „dyżuruje” co jakiś czas przed Panem w kościele katedralnym. Nie znam początków tej praktyki, ale wiem, że istnieje od kilku lat. Zbieramy ludzi i jedziemy na adorację. Niektórzy z nas pokonują do 600 km w jedną stronę. Tylko dlatego, żeby w nocy pobyć z Bogiem i rano udać się w drogę powrotną. Mając na względzie liczny udział naszych parafian w tych spotkaniach, postanowiliśmy coś podobnego zrobić na miejscu. Czułem się zawiedziony, że tak mało ludzi podjęło naszą inicjatywę. Do północy były trzy starsze osoby, a na noc została tylko jedna. Rozdzieliliśmy noc na trzy osoby. Chętnie z proboszczem włączyliśmy się w czuwanie. Dzień kończyłem z uczuciem niedosytu. Szukałem przyczyny. Początkowo myślałem, że dołuje mnie słaba frekwencja. W ciągu dnia nie spotkałem człowieka, który by sam od siebie przyszedł posiedzieć przed Bogiem. Zaprosiliśmy młodzież. Zachęcałem do stałej adoracji, rozdzielenia dyżurów. Widziałem, że ta inicjatywa nie ma wzięcia. Miałem uczucie niedosytu, ponieważ On przez długie chwile był samotny. Kiedy tak siedziałem przed Nim i miałem jednocześnie w świadomości, że jest jeszcze tak wiele do przygotowania, nachodziła mnie myśl – co może być ważniejszego od bycia z Bogiem? Miałem uczucie niedosytu, ponieważ zajmowałem się w tym dniu wieloma sprawami, które przed Nim okazały się niczym. Mój niedosyt był grobem Pana. W swoim uczuciu rozpoznałem miejsce, gdzie Go położono.