W czasach koronawirusa jak kształtować bliskość drugiego człowieka, by była ona wyrazem miłości, a nie samowoli czy bezmyślności? Jakiego dystansu wymaga bliskość? I jakiej bliskości wymaga dystans? Jakie kontakty nie zarażają, lecz uzdrawiają? Gdzie w tych procesach szukać Boga? I jakie formy miłości bliźniego otwierają się i spełniają w miłości Boga?
W przykazaniu miłości bliźniego znajdujemy bliższe określenie jej przedmiotu. Stary Testament mówi o „rodakach”, „braciach” i „synach twego ludu” (Kpł 19, 16-18). Jego programowe rozszerzenie na „przybyszów” (Kpł 19, 34), mieszkających wśród ludu Izraela jako swego rodzaju „chronieni rezydenci”, sami nie będąc Żydami, dowodzi, że bliższe określenie rozumiano pozytywnie, a nie ekskluzywnie. Przykazanie obejmuje tych, z którymi faktycznie ma się do czynienia: w sąsiedztwie, w dzielnicy, w pracy. Martin Buber ujmuje istotę rzeczy, kiedy pisze, że chodzi o to, być mieć przed oczami „ludzi, z którymi przychodzi ci się spotykać na drogach twego życia”. W tradycji Nowego Testamentu horyzont ten zostaje jeszcze poszerzony, bez zacierania wszakże pierwotnego sensu modlitwy nakazującego kierować wzrok tam, gdzie w naszym własnym polu widzenia, we własnym polu działania, we własnej sferze odpowiedzialności dochodzi do spotkań i gdzie pojawiają się wyzwania.