+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Wiedziałem, że kiedyś ten dzień nastąpi, ale nie spodziewałem się, że to będzie dzisiaj. Nikt nie przyszedł na Eucharystię. Sam uczestniczyłem w adoracji, sam celebrowałem Mszę świętą. Rozważam to na różne sposoby i pewnie nie potrafię sobie tego podarować. Mieszały się we mnie uczucia smutku, radości, szczęścia, zniechęcenia. W ostatniej niedzielnej homilii powiedziałem zgromadzonym, że zmienił się mój punkt patrzenia. Kiedy byłem w Polsce, myślałem, że moja Ukochana jest tutaj opuszczona z powodu braku kapłanów. Teraz widzę, że kapłani są i Ukochana pozostaje dalej opuszczona. Dlaczego Ukochana jest tak mało kochana? Zostaje mi pytanie i łzy w oczach. Czuję się oszukany, odarty, wyrolowany. A jednak nie myślę o powrocie w ojczyste strony, bo wiem, że Bóg chce mnie tutaj mieć. Tu przygotował dla mnie dom, zaprosił, aby sam stał się domem.
Zacząłem po raz kolejny czytać książkę H. J. M. Nouwena „Powrót syna marnotrawnego”. Znalazła się w mojej walizce obok brewiarza i Pisma świętego. To moja ulubiona lektura. Zrodziło się marzenie, żeby pojechać do Sankt Petersburga i przeczytać tę książkę przed obrazem Rembrandta Syn marnotrawny. Bliskość tego dzieła wyraża się w tym, że zdania, całe passusy oddają to, co noszę w sobie, one stanowią o mnie. W świetle perykopy o Synu marnotrawnym i osobistego doświadczenia Nouwena zaczynam rozumieć swoją obecność w Kazakstanie.
Pod koniec adoracji udzieliłem błogosławieństwa w czterech kierunkach – z pragnieniem, aby przed promieniami Bożej łaski nie umknęło żadne serce zamieszkujące w naszej parafii. Zauważyłem też, że ręce, które rozkładałem podczas Eucharystii, były wyjątkowo rozwarte, otwarte, gotowe do przyjęcia. W synowskim oddaniu uczę się być księdzem, dojrzewam do bycia ojcem.