+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Jan, heros ascezy, atleta modlitwy mówi skromnie, że nie może rozwiązać rzemyka u sandała Jezusa. Inaczej mówiąc, przy całej swej szlachetności nie ma siły wykupić nawet jednego człowieka z mocy szatana. Symbolika rozwiązywania sandałów ma swoją tradycję.
Jak mówi Księga Rut, istniał pewien zwyczaj w Izraelu dotyczący prawa kobiety, której umarł mąż. Stawała się ona własnością następnego w kolejności brata lub najbliższego krewnego. Ktoś inny mógł ją jednak odkupić, jeśli osoba, której się ona należała, pozwalała sobie publicznie na zdjęcie sandała. Ten gest oznaczał zezwolenie na to, by ktoś inny nabył do niej prawo (Rt 4, 7-8). Jan mówiąc, że nie może zdjąć sandała z nóg Jezusa, daje do zrozumienia, że nie jemu należy się Olubienica, czyli Nowy Izrael, należący jedynie do Syna Bożego. Mistycy żydowscy widzieli w tym geście o wiele głębszą prawdę. Sandałem duszy jest ciało. Zdjąć sandał, to objawić siebie lub obnażyć swoją duchową tożsamość. Co jakiś czas wracam myślami do starotestamentowego rozumienia pojęcia własności. Syn Boży przed każdym z nas zdejmuje sandały. Czyni to, ilekroć przystępujemy do sakramentów, szczególnie podczas Eucharystii. Wówczas otrzymujemy łaskę na własność. Ten gest jest na tyle bogaty, że nie ogranicza się jedynie do strony Boga, ale przybliża nam pozycję człowieka. Jesteśmy posiadaczami łaski, kiedy nie zasłaniamy swej duchowej tożsamości, ale trwamy w obnażeniu przed Bogiem.