+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Żyjemy po to, żeby dawać siebie. Tu na ziemi mamy czas walki. To jest nasza szansa, przewaga nad niebem. Bóg mówi do nas nie przez grzmoty, ale małe sytuacje. Jak to życie duchowe się rozwija? Jakie są prawa? Ta wiedza jest niestety bardzo słaba. Czasami nie uświadamiamy sobie, że jesteśmy wezwani do rozwoju. Świeccy dbają o swój rozwój bardziej niż my. Czy my sami dbamy o to? Czy dbamy o to jako chrześcijanie? Wskazówki zostawiła nam druga święta. Ma na imię również Teresa tyle, że z Avila („Twierdza wewnętrzna”).
Odkryła ona prawa życia wewnętrznego. Teresa jest doktorem Kościoła, a więc nie jest to duchowość karmelitańska, ale duchowość całego Kościoła. Człowiek przechodzi przez różne mieszkania. Liczba siedem jest umowna. Teresa podaje prosto i klarownie to, co dzieje się w naszym życiu. Próbujmy wejść do tej duchowej twierdzy. Są dwa podstawowe prawa: pierwsze – są mieszkania ciemniejsze lub jaśniejsze. Są momenty łatwiejsze lub trudniejsze. Mamy do czynienia z falowaniem. Nie jest to jednak falowanie na jednym poziomie. To jest falowanie wznoszące. Kryzys jest czymś naturalnym. Jeśli jest kryzys modlitwy, to nie rezygnować z tej modlitwy. Ostatecznie można sobie powiedzieć: „jestem tu dla Ciebie, a nie dla siebie”. Nie jest istotne, czy ja dobrze się czuję w czasie modlitwy, ale czy ona zmienia moje życie. Drugie prawo – mieszkania od 1 do 3 – polegają na tym, że większa rola przypada tu człowiekowi niż Bogu, a Bóg go lekko wspiera. Przejście do mieszkań od 4 do 7 wyznacza przejęcie inicjatywy przez Boga. Tutaj Bóg ma swoją logikę, a człowiek daje mu się poprowadzić. Teraz wiem, że w ostatnim czasie przeżywałem kryzys modlitwy. Nie rezygnowałem z niej, ale przychodziła mi bardzo trudno. Zawsze czułem niepokój, kiedy za długo odkładałem czas swojej modlitwy. Było nawet tak, że ten niepokój paraliżował moje działanie, a nawet je wykluczał. Był to moment, kiedy nie mogłem już nic więcej zrobić, jak tylko odmówić swoją modlitwę. Przejdźmy to tej twierdzy. Do ośrodka życia duchowego prowadzą dwie bramy: modlitwa i rozważanie. Nie ma innej drogi do życia duchowego, jak te dwie drogi. Rozważanie zawiera w sobie lectio divina i lekturę duchową. Na tym buduje się nasza osobowość. Pierwsze mieszkanie to jest stan ludzi, którzy wierzą w Boga, spowiadają się regularnie, modlą się bardziej z obowiązku niż z potrzeby. Według Teresy to nie jest jeszcze życie duchowe, ale religijne. Taki człowiek stara się żyć dobrze, unikać grzechu. Żyje z Bogiem na płaszczyźnie przykazania, minimum. W ten sposób żyje wiele osób. Ten etap jest konieczny, ale to jest tylko pierwszy etap. Teresa mówi tu znamienne słowa: „to wszystko jest dobre, ale ja nie chcę się więcej tym zajmować, ponieważ o tym są wszystkie rekolekcje”. W Kościele są jeszcze ludzie, którzy chcą czegoś więcej. Nasze przepowiadanie nie trafia do właściwych adresatów. Nasze przepowiadanie koncentruje się tylko na walce z grzechem i dlatego to przepowiadanie jest takie nudne. Wszystko w historii zbawienia kręci się wokół tego grzechu. Centrum duchowości nie może być coś negatywnego. Centrum stanowi miłość Ojca do Syna. To jest coś pozytywnego. Wszystko kręci się wokół Słońca (miłość Ojca do Syna) i z tego wypływa. Jezus przyszedł na ziemię, żeby nas wciągnąć w miłość Ojca do Syna. Musimy oderwać się od grzechu, ponieważ będziemy tylko w pierwszym mieszkaniu. Potrzebujemy czegoś więcej! Widzę po sobie, jak bardzo moja duchowość skażona jest takim myśleniem. Nie mam pretensji do rekolekcjonistów, których słuchałem, bo sam nie jestem lepszy. Musiałem jednak przyjechać do Kazachstanu, żeby usłyszeć coś więcej. Drugie mieszkanie. Ludzie z pierwszego mieszkania mogą odkryć coś ciekawszego, że życie z Bogiem jest interesujące. Pojechał na rekolekcje, spotkał kogoś ciekawego itd. Taki człowiek zaczyna robić coś więcej. Człowiek zaczyna więcej się modlić, czytać Pismo święte… Zależy mu na bliższym kontakcie z Bogiem. Ci ludzie robią bilans swoje życia, rachunek sumienia. To jest doskonały materiał, żeby iść dalej. Jeśli ten człowiek nie jest wsparty dobrym prowadzeniem, może się załamać. To drugie mieszkanie nie jest mieszkaniem w świetle. To jest ciemne mieszkanie. Tutaj przychodzi walka o wytrwałość. Pojawia się szarówa. To nie znaczy, że modlitwa osłabła. Zaczynają się pierwsze próby. Czy ty przychodzisz na modlitwę dla siebie, czy dla mnie? Błędem jest, jeśli ludzie w tych próbach zaczynają szukać czegoś innego dla siebie. Modlitwa jest pierwszym terenem próby, ale nie tylko. Całe nasze życie zaczyna się porządkować. Człowiek zaczyna widzieć, że np. marnuje czas i niepokoi się z tego powodu. Drugie pole walki w tym mieszkaniu dotyczy zatem porządkowania swojego życia wewnętrznego i zewnętrznego. To niemożliwe, żeby żyć według pewnego schematu… ale pojawiają się pewne priorytety. My księża żyjemy w ogromnym bałaganie. Ile czynności jest niepotrzebnych? Rozwój duchowy nie może być połączony z chaosem. Uporządkować życie, wprowadzić jakiś priorytet! W seminarium mieliśmy drugie mieszkanie. Uczono nas pewnego rytmu. Trzecim polem walki w tym mieszkaniu są nasze słabości. Człowiek ma różne przyzwyczajenia. Co mnie zatrzymuje w drodze do Boga. Mamy przyzwyczajenie do takich grzechów, takiego środowiska. Boimy się poważnego życia. Drugie mieszkanie oczyszcza nasze relacje. Kończą się pewne przyjaźnie, a pojawiają się przyjaźnie bardziej wartościowsze. Są księża, którzy nie wyszli z rodzinnego domu. Trzeba ustawić relacje z rodziną. Jezus opuścił ten dom. Uciekł rodzicom w wieku 12 lat. Jezus ustawiał swoje relacje z rodziną. W drugim mieszkaniu powinniśmy poddać weryfikacji wszystkie przyzwyczajenia. Zostaje jeszcze czwarte pole walki – szatan! Szatan przybiera tutaj inną taktykę. Rozpoczyna się nowe niebezpieczeństwo. On nie kusi do grzechu, ale próbuje zniechęcić. Wmawia człowiekowi: „to nie jest dla ciebie! Zostań na poziomie prostego człowieka!”. Szatan zniechęca przed dobrem. To dobro staje się niemożliwe do osiągnięcia. Tutaj wielu daje się złapać. Drugie mieszkanie jest mieszkaniem walki, ale to jest walka ludzka. Jedynym hasłem jest wytrwałość. Drugim hasłem w tym mieszkaniu jest wielkie pragnienie, np. żeby nie przegrać życia, być pięknym człowiekiem, kapłanem. Pragnienie jest czymś najcenniejszym. Młodzieńcze pragnienie to jest światło od Boga. To mieszkanie można przejść zachowując wytrwałość i wielkie pragnienie. Tak, jestem w drugim mieszkaniu!
Rekolekcje mają nas wyrwać z regresu. Nie mamy być porządnymi kapłanami, ale mamy być szaleńcami Bożymi. Wierzę w to, że te refleksje są dla mnie. Mistrz Ekkard mówił: „Otóż wiedz, że jeśli coś nie byłoby wolą Bożą, nie zaistniałoby nigdy! Choroba czy niedostatek… To, co Bóg daje lub nie daje, to jest dla Ciebie najlepsze!”. Duchowa twierdza pomaga nam, jak zdobyć tę świadomość. To ma służyć temu, żeby wiedzieć, jak się zachować. Trzecie mieszkanie. Drugie mieszkanie trwa długo. To jest baza, z której nie można zrezygnować. Jeśli będę żył według tego, to nabieram łatwości. Trzecie mieszkanie to jest stan pierwszej doskonałości. Człowiek ma łatwość w panowaniu nad sobą, relacjami z innymi. Ma czas na modlitwę, pracę, spotkania z ludźmi. Wszystko przychodzi mu z łatwością. To życie z Bogiem nie tylko go cieszy, ale staje się oczywistością. W tym stanie zwykle nas święcą. Nie wiemy jednak, że jesteśmy tylko w połowie drogi. To wszystko jest doskonałością, ale na ludzką miarę. Daleko nam jeszcze do jakiegoś celu. To wszystko może być osiągnięte nawet bez Boga. Tutaj wkrada się najbardziej podstępny przebieg szatana, jakim jest pycha. „Tak! Jestem gość!” Pierwszym stopniem w tym mieszkaniu jest pokora. Uczonych w Piśmie gubiła pycha duchowa. Z nimi Chrystus nie mógł sobie poradzić. Dalej nie awansujemy, jeśli przeszkadza nam pycha. Nie idę dalej, bo jestem głupi i pyszny. Tu jest nasze największe niebezpieczeństwo. Nie umiemy być wrażliwi, a jesteśmy przewodnikami. Stańmy tak w prawdzie, ponieważ ta pycha wielokrotnie nas gubi. Dochodzimy do sedna sprawy. Jeśli uważamy się wciąż za niedoskonałych, to Bóg przejmuje inicjatywę (przejście do czwartego mieszkania). Ten moment wkroczenia Boga znajduje się w Ewangelii (Mk 10, 17-22). Do Jezusa przyszedł człowiek z trzeciego mieszkania. Człowiek ten zbudował fundament. Bóg rozpoznał w nim kogoś, kto relacje z nim traktował bardzo poważnie. Ten człowiek ma kilka sekund na decyzję. Niestety nie robi tego zasadniczego kroku. Jezus od tego momentu chciał go poprowadzić. Piotr, przeciwnie, dał się przepasać. To było jego zwycięstwo chociaż był marnym materiałem na apostoła. Od tego momentu Jezus przejął inicjatywę nad jego życiem. Wielu uczniów odeszło od Jezusa. Piotr stał, jak Gołota po ciosie, ale nie miał nic innego do powiedzenia poza: „Panie, do kogóż pójdziemy?” Żeby iść za Jezusem, trzeba być szalonym. Co z tego, że ten człowiek był porządny. Synonimem szaleństwa jest zawierzenie. Co trzeba sprzedać? To jest zasadnicze pytanie. Nie chodzi o to, żeby polecieć w majtkach za Jezusem. Piotr nie sprzedał wszystkiego. Nie chodzi o sprzedaż rzeczy materialnych. Trzeba sprzedać bogactwa duchowe. Jest kilka tych bogactw. Trzeba sprzedać swój rozum. Ci, którzy poszli za Jezusem, byli uznawani za wariatów. Trzeba sprzedać swoje plany, kalkulacje. Musimy być otwarci na nowe perspektywy życia. Ludzie tak kupczą z Bogiem, bo chcą, żeby Jezus spełniał ich plany. Trzeba posprzedawać swoje zabezpieczenia. Trzeba sprzedać swoje zasługi, imię, reputację. Tak naprawdę idziemy do nieba z pustymi rękami. Trzeba sprzedać swoją wolę. Bóg nie tylko jest lekarzem, ale też rani. Nic tak nie przyspiesza drogi do Boga, jak rany pod warunkiem, że Mu całkowicie zawierzymy. Najtrudniej jest sprzedać swoją wolę. Trzeba także sprzedać uczucia, pociechy na modlitwie, swoją przeszłość, grzechy. Jeśli wracamy ciągle do przeszłości, to znaczy, że jej nie sprzedaliśmy. To wszystko są bogactwa duchowe. My lubimy panować nad sobą i swoim życiem, ale jeśli wkracza Bóg, to trzeba wiedzieć jedno, że On jest niebezpieczny. My większość czasu tracimy na walce z Bogiem, zamiast Mu całkowicie zawierzyć. Chociaż osadziłem się w drugim mieszkaniu i nic tu nie zmieniam, to jednak zauważam u siebie odruchy z trzeciego i czwartego mieszkania. Myślę o otwartości na nowe perspektywy życia, drodze przez zranienia, sprzedaż rozumu, zawierzenie. Mam wiele rzeczy, które sprzedawałem już kilka razy, a są i takie, których jeszcze nie wystawiłem na sprzedaż. To jest kulminacyjny moment w życiu duchowym. Albo Mu wierzymy, ale nie wierzymy. Tu się poznaje księdza wierzącego albo niewierzącego. Najwłaściwszą modlitwą jest modlitwa Karola de Focuald: „Ojcze, Tobie zawierzam. Rób ze mną, co chcesz. We wszystkim coś stworzył niczego innego nie pragnę. Pragnę zawierzyć się Tobie bez reszty”. Kto przejdzie z tą modlitwą, to wtedy rozpoczyna się prawdziwe życie duchowe. Św. Jan od Krzyża nazywa ludzi na tym etapie: „początkującymi”. Daleko mi jeszcze do początkującego!