+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Od jakiegoś czasu pełnimy zastępstwo w sąsiedniej parafii oddalonej o 50 km. Tamtejszy duszpasterz zachorował podczas spotkania w Ałmaty i postanowił na leczenie wrócić do swojego kraju. Umówiliśmy się, że będziemy go zastępować w niedzielę. Na parafii zostały siostry. Zdziwiło mnie, kiedy zadzwoniły do nas z prośbą o posługę na pogrzebie. Nie odmówiłem, ale też nie mogłem pogodzić się z samym sobą. Niepokoiły mnie myśli typu: „zapomniały o umówie” itp. Kolejne próby przyszły po samym pogrzebie. Nie było we mnie jasnego odczucia, że zmarły i jego rodzina aktywnie uczestniczyli w życiu Kościoła i parafii. Myślę, że siostry też nie miały pojęcia o kondycji religijnej tego człowieka. Tym bardziej wzmogły się negaywne odczucia pod ich adresem. One same, a w zasadzie ów zmarły czerpali z poręczenia ich znajomych, za to aktywnych katolików. Jestem daleki od podtrzymywania negatywnych uczuć, choć nie ukrywam, że one były we mnie, a tym bardziej przekonywać do własnych racji, bo są one zbyt słabe. Fascynuje mnie piękno wiary, właśnie tej poręczonej. Czasami o uszy obija się prawda, że wierzący może doprowadzić kogoś do wiary poprzez własne poręczenie czy ofiarowanie. Tutaj właśnie mamy do czynienia z czymś takim. Nawet, kiedy nie od razu podchodzi się do sprawy z entuzjazmem, to nie wolno odmawiać w takich przypadkach. Zbawienie jest wartością bezcenną i stałą. Nie mogą jej przeszkodzić zmienne: umowa, nastrój, pogoda…