+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Dzień został uwieńczony miłym doświadczeniem. Razem z proboszczem pojechaliśmy w gości do rodziny z korzeniami polskimi. Byłem pod wrażeniem otwartości i życzliwości tego domu. Zamierzałem trzymać się swojej zasady, żeby od stołu odejść z lekkim niedosytem. Niestety gościnność udaremniła mój plan i byłem zmuszony zrobić wyjątek. Gospodarz zaczął nakładać na mój talerz według swojego uznania i nie przeszkadzały mu mojej protesty. Atmosfera całego spotkania bardzo mi się udzieliła i pomimo nadmiernego obciążenia sprzyjała rozważaniu o drodze małej przyjaciółki. Na powyższym banalnym przykładzie zdemaskowało się moje myślenie o świętości, która miałaby polegać na sprowadzeniu wszystkiego do wiernego wypełniania obowiązków własnego stanu, do panowania nad sobą. Przy posiłkach taka zasada, podczas przechadzki taka, na adoracji taki model modlitwy… Układanie, porządkowanie jest typowe dla Zachodu i bywa, że w te ramy sprowadzana jest droga do świętości. Rodzi się we mnie zasadnicze pytanie: czy przy stosowaniu tego stylu nie robię znaku równości pomiędzy uświęcającą łaską a własnymi możliwościami i praktykami? Nie mam jasnej odpowiedzi. Jednak na bazie ostatnich wydarzeń jest we mnie głębokie przekonanie, że świadomość bycia umiłowanym synem Boga nie jest dziełem panowania nad sobą, czy wiernego wypełniania tego czy innego obowiązku. W czym tkwi różnica? W podaniu odpowiedzi na to pytanie trzeba dodać, że miłości Boga do człowieka nie da się rozłożyć na czynniki pierwsze ze względu na zbyt głębokie stężenie i jakość esencji jednoczącej ludzką i boską naturę. Każda odpowiedź będzie matowym odbiciem prawdy o tej miłości. Niemniej różnica tkwi w sposobie przeżywania chociażby cierpliwości i pokory. Będąc pod wpływem namiętnej relacji z Jezusem dochodzę do wniosku, że wspomniane sposoby na życie, nie są moje, nie pochodzą ode mnie. Jest to cierpliwość Jezusa, którą ponownie przeżywam, płonąc Jego Duchem. To nie jest moja pokora, ale pokora Jezusa, w której uczestniczę, będąc zjednoczony z Nim i przemieniony z Niego. Tego typu przeżycia były bliskie św. Teresce od Dzieciątka Jezus, a dla mnie stają się również uchwytne. Biorą się z odnalezienia innego sposobu osiągnięcia świętości, bo dotychczasowy, nie przynosił rezultatów. Na zobrazowanie obecnego modelu doskonale jest porównanie z wynalazkiem windy. „Chciałabym znaleźć taką windę, która by mnie uniosła aż do Jezusa, bo jestem zbyt mała, by wstępować po stromych stopniach doskonałości”. W przeciwieństwie do trudu wstępowania po schodach, winda bez wysiłku ze strony człowieka wynosi go na określone piętro. Winda obrazuje właśnie małą, prostą, i krótką drogę. W pełni zgadzam się z odkryciem kochanej patronki, że człowiek o własnych siłach nie jest w stanie osiągnąć całkowitego zjednoczenia z Bogiem. Podobnie jak dla piękna dzisiejszego spotkania potrzebne było, żeby pozwolić człowiekowi działać, tak na tej drodze bezwarunkowo działanie Boga musi być uprzedzające dla działania człowieka.