„Chrystokształtność nadziei polega na tym, żeby chcieć i próbować widzieć świat w taki sposób, jak go widział Jezus. I według tego widzenia żyć – jak On żył. Dopiero wtedy jest szansa na nadzieję, którą nazywam chrystokształtną. Kto nie widzi świata, siebie i innych, także swoich relacji z innymi, tak jak widzi je Bóg w Jezusie, ma dwa skrajne wyjścia. Jedno polega na tym, że człowiek będzie wymagał od siebie, innych i całego świata realizacji tzw. ideału. I będzie tego wymagał twardo. Po pewnym czasie to się stanie nieludzkie. Znamy to skrzywienie, któremu z pewnością bacznie się przyglądamy i z powodu którego nieraz cierpimy w samym sercu religii, we wnętrzu Kościoła. Ta nieludzkość i twardość wiąże się z tym, że się nie widzi świata, tak jak widzi go Jezus. Ostatecznie to jest najgłębsza przyczyna tego, co nieludzkie. Chce się robić to, co ma być w naszym przekonaniu skutkiem Ewangelii, ale nie zna się drogi do prawdy, która była w Nim, jest w Nim. I drugie wyjście: rezygnacja z wymagań stawianych sobie, innym, światu i jakaś forma klęski: «to jest niemożliwe»” (ks. prof. Jerzy Szymik, z konferencji wygłoszonej do kapłanów podczas dnia skupienia 9 lutego).
Dawać z nie-nadmiaru… Czasami zdarza się, że trzeba dawać w ten sposób! Zachęcam siostry do otwarcia nowego domu w Kazachstanie, kiedy ze ich statystyk wynika, że mają spadek powołań. Gdzie leży punkt ciężkości Bożego działania? Otwarcie nowego domu? Działanie na podstawie statystyk? Dawanie z nie-nadmiaru? W miłość, którą często określamy przymiotem prawdziwa, wpisuje się ryzyko. Z Bożym działaniem jest podobnie! Nie przemawia za tym jedynie własne doświadczenie. Wystarczy odwołać się do Pisma Świętego, Starego Testamentu. Abraham. Mojżesz. Dziwimy się, że Boże działanie jest tak bardzo odczuwalne, wręcz dotykalne w ich życiu. Nie jest to dziełem koloryzacji, image, ale dynamiki ich działań, ryzyka, które podejmowali. Jeśli człowiek żyje statycznie, zachowawczo, to też za wiele nie doświadczy. Celowo nie mówię o owocach, ponieważ w przypadku ponoszenia ryzyka trudno przewidzieć konsekwencje. Ryzyko jest formą życia dla Boga, formą, która odpowiada dynamice miłości Boga. (Wrocław, refleksje po spotkaniu ze s. Brygidą Biedroń, Matką Generalną Sióstr Służebniczek we Wrocławiu dnia 13 lutego).
Wracam do swoich, ale nie wracam do swego. Ta prawda dochodzi do mnie podczas każdego przyjazdu. Przeżywam ją w różny sposób. Tym razem nie obeszło się bez cierpienia. Wracam do swoich… rodziny, przyjaciół, znajomych… Nie mam wątpliwości, że darzą mnie przyjaźnią, życzliością… Obecność dodaje skrzydeł! …ale nie wracam do swego. Mam tutaj na myśli duchowe przewodnictwo. Gubię się, kiedy słucham ludzi dla których byłem duchowym ojcem. Przejmuję się, kiedy nie mam świadomości pochodzenia treści, którymi teraz żyją. Przesadzili drzewa bez mojego udziału. Czuję się wyobcowany do tego stopnia, że tracę motywację następnych powrotów…