+48 606 283 414 larafal@interia.pl

W świetle małej drogi pojawiło się nowe spojrzenie na oścień, który noszę w sobie. Czym jest dla mnie mój oścień? Brakiem integracji! Słabością! Nierealnym celem! Przejawem obecności ościenia są wyrzuty, dręczenie, ciągłe wymyślanie praktyk ascetycznych, robienie postanowień. Rodzi się zasadnicze pytanie: czy źródłem dla tych przejawów jest Miłość Miłosierna czy własne cele? Przez pryzmat wydarzeń, które złożyły się na moje życie dochodzę do wniosku, że do tej pory skłaniałem się ku własnym celom. Bezwzględnym warunkiem dla pragnień pochodzenia Bożego jest wewnętrzna pewność, której nie posiadam wystarczająco. Celem Miłości Miłosiernej nie jest pełna integracja mojej osobowości, której brak przykuwa całą moją uwagę, wskutek czego zasłania wszystko inne. Proces zintegrowania ościenia, którym nazwałem swoją słabość i której przez długi czas poświęcałem swoją uwagę i siłę, jest nieosiągalny dla mnie i moich możliwości. Swoje poznanie zawdzięczam Małej Przyjaciółce, a właściwie przejęciu spojrzenia na Boga i jego miłość, które w Jej przypadku w pełni pokrywały się z objawionymi. Przechodzę do odkryć. „Właściwością miłości jest zniżanie się”. Miłość, która owocuje uniżeniem, nazwana została z kolei „miłosierdziem”. Zatem Miłość Boga w stosunku do człowieka może być nazwana Miłością Miłosierną. Po tym teologicznym wstępie przechodzę do dwóch najważniejszych myśli, które będę musiał wykuć na pamięć i powtarzać na różańcu, tę krótką na małych paciorkach, a dłuższą na dużych: „Jezus uniża samego siebie, by moje NIC mogło być przemienione w Boże WSZYSTKO” i „Jeśli się wznoszę do Boga przez ufność i miłość, to nie dlatego, że w swym uprzedzającym miłosierdziu zachował mą duszę od grzechu śmiertelnego, ale dlatego, że dobry Bóg jest Miłością Miłosierną”. Ta modlitwa ma służyć zdobywaniu pewności, że pragnienia, które noszę w sobie, są pochodzenia Bożego. Niepodobne jest do Miłości Miłosiernej, żeby mnie dręczyła nierealnymi pragnieniami. Doszedłem do tego po latach, a niewątpliwie pomógł mi w tym obecny kontekst. Jeśli dążeniem Boga we mnie jest usunięcie ościenia za wszelką cenę, nie posłałby mnie w miejsce, gdzie brakuje specjalistycznych narzędzi. Jeśli tu się znalazłem, to właśnie dlatego, że Bóg kocha mnie takim jakim jestem i ma dla mnie robotę na miarę moich możliwości. Być może oddanie się temu zaszczytnemu celowi jest specjalistycznym narzędziem pochodzenia Boskiego, a nie ludzkiego. Trudno powiedzieć! To nie moja sprawa. W tak zarysowanej sytuacji serce krzyczy, że „wszystko jest łaską”. Dzięki małej drodze i to zdanie zostało uzupełnione o brakujące z mojej strony rozumienie. Do tej pory chodziłem z przekonaniem, że „Bóg nie chce śmierci grzesznika”. Dzisiaj idę spać z nowym, bo pełniejszym: „Gdybyście mnie któregoś ranka zastali nieżywego – nie martwcie się tym; byłby to po prostu dowód, że dobry Tatuś-Pan Bóg przyszedł, aby mnie zabrać. Wielką łaską jest otrzymać sakramenty na drogę; ale jeśli Bóg na to nie zezwala, to również dobrze; wszystko jest łaską…”.