+48 606 283 414 larafal@interia.pl

W witrażach kościoła Maryi, Królowej Rodzin, zaprezentowałem dokumenty różnych papieży dedykowane rodzinie. Padło pytanie: czy zamierzam na jednym z witraży umieścić adhortację papieża Franciszka o miłości w rodzinie zatytułowanej Amoris Laetitia („Radość Miłości”)? Nie czekając na moją odpowiedź, padła sugestia, żeby wykorzystać okno w zakrystii. Takich przytłaczających momentów było bardzo dużo. To bolało okropnie, ale to najgorsze wciąż było przede mną.

W roku pandemii na kilka miesięcy utknąłem w ojczyźnie. Jakimś cudownym sposobem udało się wrócić do Kazachstanu. Uknuli plan zanim dotarłem na miejsce. Miałem zrzec się dobrowolnie funkcji proboszcza z powodu ciążących na mnie zarzutów. Posądzono mnie o straszne rzeczy. Dowodem w sprawie był materiał ze świadectwa mojego nawrócenia. W trakcie budowy kościoła o mały włos nie wpadłem w alkoholizm. Nie mogłem spać przez kilka dni pod rząd, kiedy budowa natrafiała na kamienie milowe. Alkohol był jedynym środkiem, żeby uciszyć myśli. Nie trwało to długo. Podczas modlitwy wypadła z brewiarza pusta deklaracja Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. To mnie uratowało. Pomijam fakt, że w trudnościach związanych z budową kościoła, nie mogłem liczyć na jakiekolwiek wsparcie. Wobec tak postawionych zarzutów domagałem się sprawiedliwości. Żądałem konfrontacji z tymi, którzy stali za pomówieniami. Odmówiono mi pod pretekstem tajemnicy. Oskarżyciele bali się ujawnić i spotkać face to face. Jak dalece człowiek może się posunąć? To wręcz nieprawdopodobne, że to wszystko zaczęło się od znaku sprzeciwu wobec niesłusznych oskarżeń pod adresem papieża Franciszka. W swoich wypowiedziach niejednokrotnie przestrzegał nas przed złem, ale też przed strukturami zła.

Doszło jednak do śledztwa, kiedy zastrzegłem, że odwołam się do Stolicy Apostolskiej z żądaniem uczciwego procesu. Upłynęły zaledwie 3 dni i oznajmiono mi, że sprawa została wyjaśniona i jestem oczyszczony z zarzutów. Padła propozycja objęcia innej parafii. Byłem w drugim dniu nowenny do św. Rity i poprosiłem o czas do namysłu. Ku mojemu zaskoczeniu przyszła wiadomość z macierzystej diecezji, że w przeciągu miesiąca mam pozamykać sprawy i wracać do Polski. Mówi się o „skompromitowanym biskupie”, którym jednak Duch Święty posłużył się jako swoim narzędziem. Tu nic dobrego nie miało się prawa wydarzyć. Są tacy, którzy zabraniają Bogu posługiwania się brudnymi narzędziami. Dzisiaj prawie każdy mówi, że Franciszek był papieżem ubogich. Dostrzegał tych zmarginalizowanych, zubożałych. Powoływać się na kogoś, kto idzie na przekór, a przy tym samemu tonąć wyłącznie w ludzkim przekreślającym innych myśleniu, brzmi dość absurdalnie.

Papież Franciszek imponował mi tym indywidualnym, interpersonalnym podejście do człowieka. Był dla wszystkich i dla każdego. Nie pastwił się nad człowiekiem, który był, gdzie był. Całym sobą dawał do zrozumienia, że idźmy za głosem Mistrza wtedy, kiedy nowe się w człowieku zaczęło.

Bóg mi przaje… Bóg jest po mojej stronie! Kiedy bezczelność zła jest ponad moje siły, Bóg zmienia bieg zdarzeń. Ale to najtrudniejsze wciąż było przede mną…