+48 606 283 414 larafal@interia.pl

Zawdzięczam Bogu miłość, a także świadomość siebie. Przychodzi taki moment, kiedy człowiek chce wiedzieć, czy idzie we właściwym kierunku? Czy moje reakcje, działanie i postępowanie są właściwe? Czy nie spłycam otrzymywanej miłości? Czy nie marnuje Bożej łaski? Głęboka i jednoczesna świadomość tych trzech: Bożej miłości, osobistej grzeszności i własnych możliwości wzmogły we mnie poszukiwania. Przyszedł pomysł, aby zapytać Boga wprost. Zacząłem modlić się o słowo dla siebie. Postawiłem przed sobą Pismo święte i rozpocząłem koronkę do Bożego Miłosierdzia. Po wtuleniu się w miłość ojcowską przez odmówienie modlitwy Pańskiej, przez myśli przemknęła Ewangelia według św. Łukasza 3, 14. Nie wiedziałem, jak brzmią te słowa. Przeczytałem i doświadczyłem wewnętrznego pokoju, co stanowi dla mnie czytelny znak. Jak żołnierze nosiłem w sobie pytanie: co mam czynić? I słyszę odpowiedź, aby nie wymuszać pieniędzy, nikogo nie uciskać, lecz poprzestać na żołdzie. Jak odczytać te słowa? Nasunęły się myśli. Żołd to moja należność, czyli Boża miłość i świadomość siebie, własnego bagażu, ale także dobrych stron. Owo wymuszanie Bóg odniósł do samego siebie. Zrozumiałem, że mam nie uprzedzać, nie wymuszać więcej… Łaskę, jaką otrzymuję w Eucharystii, modlitwie, adoracji i na wiele innych sposobów jest wystarczająca, jest na miarę mojej percepcji. Bóg zna mnie lepiej niż ja samego siebie i doskonale wie, że więcej nie jestem w stanie przyjąć i pomieścić. Wiem, że ma także plany wobec ościenia, który mi dokucza i jest powodem mojego cierpienia. Zrozumiałem, że nie muszę dzisiaj być taki, jakim chciałbym się widzieć. Natarczywość wobec Boga, wymuszanie na Nim i zadręczanie się ciągłym brakiem satysfakcji z siebie, swojej kondycji jest zadawaniem gwałtu Bogu i sobie. Nie tędy droga! Bóg chce mnie teraz widzieć takim, jakim jestem. Kocha mnie nie za działanie, czyny, ale za to, kim dla niego jestem. W obliczu takiej miłości pozostaje bez słów, szczęśliwy i spełniony, a zarazem gotowy do cierpliwej pracy nad sobą.

Ostatecznie wczoraj w samochodzie dowiedziałem się, że nie jedziemy do Oziornoe. Zasmuciłem się z tego powodu, bo miałem przygotowaną litanię z intencjami i akt zawierzenia siebie i powierzonych mi osób. Pojechaliśmy do Чекалова oddalonego od Kokczetawy jakieś 80 km. Pracują tam dwaj kapłani: o. Krzysztof i o. Robert, a także dwie siostry zakonne: s. Paschalia i s. Wiera. Do siostry Paschali mówię homo paschalis. Za człowieka paschalnego uważano ks. Wojciecha Danelskiego, drugiego moderatora generalnego Ruchu Światło – Życie. Do tej pory wspomina się jego osobę i życie pod tym łacińskim określeniem. Dodam jeszcze, że siostra Paschalia pochodzi z Jastrzębia, zaś mama siostry Wiery mieszka w Rybniku. Debatując na temat korzeni powiedziałem, że o byciu Ślązakiem nie decyduje miejsce urodzenia, ale gdzie kto jeździ na groby. Siostra Paschalia poddała się od razu. Uśmialiśmy się z sytuacji siostry Wiery, która urodziła się w Kazachstanie, ale na groby będzie jeździła na Śląsk.