Moje nazwisko nie znalazło się na liście nominatów na proboszcza czy administratora parafii. Nie mam o to pretensji, a tym bardziej nie odczuwam rozczarowania z tego powodu. Byłem proboszczem przez większość mojego kapłańskiego życia i zdążyłem się tą funkcją nacieszyć. Były też momenty, kiedy w obliczu trudności np. związanych z budową kościoła przeklinałem dzień przyjęcia dekretu. Mam świadomość, że w tej diecezji jest pokaźne grono księży, którzy z niecierpliwością wyczekują tej funkcji. Co niektórzy „zobaczyli Abrahama” (obchodzili 50 lat życia) i wciąż są wikariuszami. Być może stracili już nadzieję, że doczekają tej chwili. Życzę im spełnienia tego pragnienia. Nie chcę wydłużać kolejki i być powodem frustracji kogokolwiek.
Gdyby jeszcze kiedyś spadła na mnie ta funkcja, trzy rzeczy bym zmienił od razu:
1. Czas posiłków z zachowaniem postu eucharystycznego. Jakiś czas temu zrezygnowałem ze śniadań, bo ten czas koliduje mi ze mszą święta. Cały życie zachowuję post eucharystyczny i kilka razy spowiadałem się z powodu złamania tego przepisu, a tu postu się nie uznaje. Szanuje człowieka, ale gardzę takimi postawami.
2. Homilie na każdej mszy świętej. Nie spotkałem się na moich poprzednich parafiach z praktyką celebrowania Eucharystii w tygodniu bez krótkiej homilii. Mam świadomość, że byłem tylko na trzech parafiach. Zarówno w Tychach, jak i w Kazachstanie czy Wielkiej Brytanii głosiło się kazania na mszach w tygodniu. Tyle mówi się o zsekularyzowanej Anglii, a tu belka we własnym oku.
3. Pogrzeby i śluby bez zbierania tacy. Palę się ze wstydu, kiedy widzę kogoś ze służby liturgicznej wychodzącego z zakrystii z puszką. Przecież ci ludzie złożyli ofiarę w kancelarii. Zechcą złożyć dodatkową ofiarę, to sami podejdą do koszyczka stojącego przed ołtarzem. Jeśli jest takie zarządzenie albo postulat Rady Parafialnej, to chętnie się z nim zapoznam.