+48 606 283 414 larafal@interia.pl

«Obyż to oni tak się przykładali do apostolstwa, jak pilni są do nauki, by mogli zdać Bogu rachunek z powierzonych im talentów wiedzy. O gdybyż ta myśl mogła ich poruszyć; oby odbyli ćwiczenia duchowe i zechcieli posłuchać tego, co by im Pan powiedział w głębi ich serca, i porzuciliby swoje pożądania i sprawy ziemskie. Byliby wtedy gotowi na wezwanie Pańskie i wołali do Niego: „Oto jestem, co mam czynić, Panie?” Poślij mnie, dokąd zechcesz, nawet i do Indii» (św. Franciszek Ksawery). Przykładać się do posługi, zwłaszcza apostolstwa – ta myśl ciągle niepokoi moje serce. Pomimo różnych obowiązków, staram się na pierwszym miejscu stawiać apostolstwo i formację. Nie ma co budować kościoła, jeśli już dzisiaj nie będzie żywej wspólnoty Kościoła. Jasne, że ta myśl jest fałszywa, ponieważ dom Boży jest widocznym znakiem obecności Boga; listem Boga zaadresowanym do ludzi. Jednak ta myśl stale weryfikuje moją wizję celu. Myślę, że nie tylko ta refleksja jest źródłem mojego podejścia do sprawy. Wszelkie chcenie i działanie, które dokonuje się przeze mnie przypisuję bezgranicznej miłości Boga, której doświadczam. On kocha mnie w sposób najwyższy, niewyrażalny, a ja pozostaję w ciągłym długu, nie potrafię kochać tej miłości, nawet tak, jak bym chciał. „Nieszczęsny ja człowiek!” To jest moja największa tragedia – wszystko, co robię, nie wyraża dostatecznego odwzajemnienia. Nie szukam poklasku! Nie karmię chorych ambicji! Wiem, na czym polegają powyższe objawy i z czym się to je. Jestem w ciągłym długu, niedosycie, ponieważ otrzymuję bardzo dużo, a daję bardzo mało. Patron dnia dzisiejszego, a także Sługa Boży ks. Władysław Bukowińki, apostoł Kazachstanu, którego data śmierci zbiega się z datą śmierci wielkiego misjonarza Wschodu, stanowią dla mnie dodatkowe natchnienie, że wobec Najwyższej miłości trzeba pozostać dłużnikiem.